Toskania poza szlakiem – prowincja Pistoia w północnej Toskanii. Vinci, Montecatini i mała Florencja

Co kojarzy Wam się jak pomyślicie – Toskania? Najprawdopodobniej Florencja, Piza i Siena. Te trzy miasta są jednymi z najpopularniejszych w regionie, podobno pięknych i unikatowych. I pomimo że przez tydzień mieszkaliśmy jakieś 15 minut jazdy od Florencji, 50 minut od Pizy i tylko niewiele dalej od Sieny, nawet do głowy nam nie przyszło, żeby tam jechać. Również włoska gospodyni naszej toskańskiej agroturystyki nam to odradzała. W lipcu, w upały, w tłumie nie miało to żadnego sensu i nie byłoby przyjemne. Wrócimy na zwiedzanie tych miast w mniej turystycznym terminie. 

Co zatem zamiast tego? Pluskanie w toskańskim basenie, oglądanie ogrodu, który był tak naprawdę gajem oliwnym, rodzinne mecze piłkarskie, kawa z kawiarki i do tego tamtejsza oliwa z bagietką i salami (najlepiej) (Piotrek jeszcze negocjował przez 3 dni kontrakt jednego z zawodników, ale cóż… – przyp.).

Po to nocowaliśmy w przepięknym miejscu, żeby przez tydzień odpoczywać. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy jednak nie zobaczyli czegoś w okolicy. Założenie było takie, że ma być blisko (maksimum godzinka jazdy), mniejsze miejscowości, spokojne i mniej turystyczne okolice. To był rewelacyjny pomysł, zobaczyliśmy cudowne rzeczy i bardzo polecamy w wakacje właśnie szukanie tych ukrytych skarbów Toskanii.

Prowincja Pistoia – co tam w ogóle można zobaczyć?

Nocowaliśmy w prowincji Pistoia. To jest północna część Toskanii, więc do najbardziej znanej doliny Val d’Orcia jest dość daleko. Nie udało nam się znaleźć zbyt wielu informacji o atrakcjach tego  regionu, dlatego poruszaliśmy się nieco po omacku, podpytaliśmy też gospodynię co poleca. I znaleźliśmy fantastyczne, nieoblężone miejsca, gdzie na przykład zobaczyliśmy jak Włosi pili kawkę i szli na ślub. Przegląd włoskiej mody weselnej zatem zaliczony 🙂 . 

Pistoia – miasteczko, które wzbudziło mieszane uczucia

Pistoia jest nazywana miniaturową Florencją. Trudno nam to ocenić, bo we Florencji jeszcze nas nie było. Za to Pistoia okazała się być bardzo przyjemnym miejscem, idealnym na półdniowy wypad z naszego noclegu. Blisko, łatwo dojechać, dostępny duży, dogodnie położony i bezpłatny parking Parcheggio Cellini (polecamy!), dość skoncentrowane centrum, więc nie ma dużych odległości do pokonania. 

Ale z tą urokliwością to mamy trochę mieszane uczucia. Jest pięknie, ale sporo odebrało budowane w samym centrum rusztowanie dla widowni i scena na letnie festiwale. Za to „kolorytu” dodał rynek na ulicach miasteczka i na głównym placu, gdzie kupić można było mydło i powidło (również made in China). Odbywa się dwa razy w tygodniu i akurat trafiliśmy na jeden z tych dni. Nie był to targ z lokalnymi wyrobami, estetyczny wizualnie i zachęcający turystów do zakupów. Ot, zwyczajny rynek jakich wiele, przeznaczony dla mieszkańców. Za to miejsce, gdzie sprzedawano warzywa i owoce to już zupełnie inna bajka. Ładnie, tak ciekawie się wtapiał w lokalny koloryt i pasował do okolicy. A po południu ten plac zajmują stoliki restauracji więc robi się bardzo pięknie. Także nie polecamy wizyty w Pistoi w czasie kiedy jest targ (z tego co pamiętamy to środa i sobota do południa). 

Spacerując po Pistoi warto się „zgubić”, choć to raczej trudne bo centrum miasteczka nie jest duże. Za to uliczki są urokliwe (jak już zniknęły rynkowe kramy), wszędzie widać kamienne budynki. Na pewno też traficie na centralny Piazza del Duomo. Jest tu katedra, dzwonnica czy ratusz z muzeum miejskim. Wyróżnia się pasiasta, biało-czarna sylwetka Baptysterium San Giovanni in Corte. Wygląda to wszystko bardzo okazale, można usiąść na schodkach i podziwiać. Warto! (Jak tylko zwinęli przewoźne rynkowe kramy 😉 , bo one tam też stoją i zasłaniają wszystkie widoki wtedy. Choć jakby spytać Młodego to by powiedział, że system zwijania zadaszenia przymocowanego do dostawczaków był zdecydowanie najciekawszy z całego tego zwiedzania! 

Po drodze z parkingu do centrum zobaczyliśmy Fortezza Santa Barbara. Warto tam zajrzeć, wstęp jest darmowy, a można pospacerować po starych szesnastowiecznych murach fortecznych. Spędziliśmy tam przyjemne pół godziny z zupełnie innymi widokami.

Montecatini Terme i Montecatini Alto

Te dwa miasteczka to nasze ogromne zaskoczenie na plus. Cudowny klimat starego uzdrowiska w M. Terme oraz przepiękne widoki i klimatyczne stare uliczki w M. Alto. Bardzo polecamy wizytę, mało ludzi, uroczy klimat i rzeczywiście piękne miejsca.

Montecatini Terme 

24 lipca 2021 roku Montecatini Terme wpisano na listę dziedzictwa UNESCO, która to obejmuje 11 uzdrowisk w całej Europie (niestety bez Polski). Dzięki temu obecnie wraca ono do czasów świetności, termy po kolei są odnawiane, a część uzdrowiskowa miasteczka nabiera blasku. Wiele z term jest jeszcze zamkniętych i czeka na odrestaurowanie lub danie nowego życia, jak na przykład znane Terme Leopoldine. Za to można zwiedzać przepiękne Terme Tettuccio i spróbować tamtejszych wód (aż 4 rodzaje płyną z kranów otoczonych cudownymi mozaikami). Wstęp jest płatny kilka euro, w jego ramach można oglądać zachwycający architektonicznie budynek oraz przylegające mu ogrody. Spacer zajmie minimum godzinę, bo będziecie się zatrzymywać co chwilę i podziwiać każde miejsce. Do tego można tam napić się kawy i zjeść coś małego w bardzo eleganckich kawiarnianych okolicznościach.

Terme Tettuccio są położone w tamtejszym odpowiedniku parku zdrojowego, więc okolica jest bardzo zielona i przyjemna, zachęcająca do spacerów. A zaraz obok znajduje się bardzo dogodny bezpłatny parking Parcheggio Fedeli. Zaparkujcie tam. My jakimś (do tej pory nie wiemy jakim) dziwnym trafem zaparkowaliśmy na Parcheggio Palaterme, 2 kilometry od części uzdrowiskowej. Niby tragedii nie było, spacer był przyjemny i przez ładne handlowe centrum miasteczka. Ale na koniec dnia, jak trzeba było te dwa kilometry pokonać mijając wcześniej upatrzony parking, to trochę smutno było. 

Dodatkowo, Parcheggio Fedeli jest położony też bardzo blisko kolejki do Montecatini Alto. A nie jest to bez znaczenia, jeśli chcecie zobaczyć i to miejsce. A chcecie, wierzcie nam!

Montecatini Alto

To historyczna część Montecatini, położona na wysokim wzgórzu. Można tam oczywiście wjechać samochodem (czego nie polecamy, bo nie za bardzo jest gdzie parkować), ale lepiej zrobić to jeżdżącą od 1898 roku kolejką Funicolare Montecatini. To świetna atrakcja, a to co zastaniemy na górze warte jest wjazdu. Cudowne historyczne centrum, mimo że malutkie to ma niesamowity klimat. Warto pójść w różne strony, nie tylko na główny plac.

Zgubić się i podziwiać. A na koniec usiąść i zjeść coś albo napić się kawy czy wina. To było jedno z niewielu miejsc, gdzie nawet w trakcie sjesty (która paraliżuje możliwość zjedzenia czegokolwiek na obiad w godzinach, do których Polacy są przyzwyczajeni) udało nam się coś zamówić. Kto był z dzieckiem i szukał koło 15 obiadu w południowych rejonach Europy ten wie o czym mowa… Szczyt marzeń to otwarta restauracja z dobrym jedzeniem. A jeśli do tego jest w fajnym miejscu to czego chcieć więcej.

Funicolare – historyczna kolejka

Na tej trasie jeżdżą dwa odrestaurowane historyczne wagoniki: Gigio i Gigia. Mijają się zawsze w połowie trasy ku radości turystów. Bilet normalny góra-dół kosztuje 7,5 euro, ulgowy 4 euro. W normalnym ruchu kolejka jedzie co pół godziny, jak jest wzmożony ruch to częściej w miarę potrzeb. Pamiętajcie jednak, że między 13 a 14.30 jest przerwa i nie pojedziecie. My oczywiście na nią trafiliśmy, no bo jak inaczej 😉 .

Cóż, trzeba było czekać więc na pobliskim polu golfowym znaleźliśmy małą restauracyjkę z kanapkami, też było dobrze. Taka wycieczka zajmuje około 10 minut i warto zająć miejsce na tarasie z przodu, tam są zdecydowanie najlepsze widoki. Wagoniki są lekko skośne ze względu na nachylenie zbocza. Fajna przygoda!

Vinci i Anchiano – tam gdzie zaczęła się historia i życie Leonarda

W naszej najbliższej okolicy było również kilka miejsc związanych z początkiem życia wielkiego Leonarda da Vinci. Pewnie gdyby nie ten fakt, nie jechalibyśmy specjalnie daleko żeby je zobaczyć, bo nie jesteśmy aż tak zafascynowani historią jego życia. Wycieczka okazała się jednak bardzo satysfakcjonująca z kilku powodów. Nie było tam tłumów, było gdzie zaparkować, można było spokojnie pospacerować. Kupując jeden bilet mogliśmy wejść do 4 miejsc związanych z Leonardem w trakcie jednego dnia. Na ten bilet składały się wejścia do:

  • Domu urodzenia Leonarda w Anchiano
  • Muzeum Leonardo and his paintings
  • Muzeum Palazzina Uzielli
  • Muzeum Castello dei Conti Guidi

Oprócz domu w Anchiano trzy pozostałe miejsce znajdują się blisko siebie, można je zwiedzić w ramach jednego popołudnia i niedalekiego spaceru zostawiając auto na parkingu na obrzeżach Vinci.

Anchiano jest położone w niewielkiej odległości od Vinci, prowadzi do niego piękna droga pośród drzew oliwnych. Zaraz za budynkiem znajduje się wygodny parking, a obok domu Leonarda kran z wodą pitną bardzo przydatny w upały.

Sam dom nie jest wielki i zobaczenie go nie zajmie wiele czasu, warto tam pojechać będąc w okolicy, ale nie ma co się nastawiać na długie zwiedzanie. 

W Vinci w ramach biletu możemy zobaczyć dwa miejsca ściśle związane z wynalazkami Leonarda, gdzie podziwia się jego geniusz i wszechstronność oraz miejsce, gdzie pokazane są obrazy jakie malował, ale nie jako dosłowne kopie tylko bardzo podobne nawiązania wraz z historią każdego z nich. Muzea Leonarda podzielone są na wystawy tematyczne, ponieważ Leonardo zajmował się tak wieloma dziedzinami, że wszystkich razem nie da się zaprezentować sensownie. Warto też wejść na taras widokowy na wieży zamkowej, ponieważ panorama która się tam rozpościera jest fantastyczna. Toskańskie wzgórza wyglądają wręcz magicznie.

Samo miasteczko Vinci jest też po prostu bardzo przyjemne do spacerowania. Bardzo malutkie i kameralne, odległości są zatem do pokonania przez każdego. Zwróćcie uwagę, że kasa biletowa to osobny budynek, znajduje się na przeciwko informacji turystycznej (bo bilety można kupić albo tam albo w Anchiano). 

Do Toskanii planujemy jeszcze wrócić i zobaczyć topowe atrakcje, ale lato to zupełnie nie był czas na to. Lubimy zwiedzać powoli, nie lubimy przepychać się łokciami w tłumie. Nieraz się nie da, wiadomo. Takim przykładem był wyjazd na F1 do Austrii czy Euro w Dortmundzie. Ale jeśli mamy taką możliwość, to z niej korzystamy. Polecamy spróbować!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.