Od jakiegoś czasu chodziło za mną napisanie tego tekstu. Przewertowałam sporo Internetu, obejrzałam ze trzy programy TV na ten temat i doszłam do wniosku, że wszystko o czym tam mówią nie pasuje do nas. Pomyślałam sobie, że może nie pasuje też do innych ludzi.
Każde dziecko jest inne. To banał, ale nigdzie, NIGDZIE! tego stwierdzenia nie przeczytałam. Schemat rządzi. Ani ja, ani Piotrek nie jesteśmy fanami wychowania tzw. bezsterowego. Hulaj dusza itd., a dziecko nam wejdzie na głowę. Chcemy pokazać synkowi różne aspekty życia. Te przyjemne i te mniej. Przygotować go na różne sytuacje. No i ja jako mama mam cały czas z tyłu głowy, że przecież kiedyś nadejdzie taki moment, że on wyfrunie z gniazda. Postawiłam sobie za punkt honoru NIE wychowanie życiowego kaleki. Plan wdrażamy od dawna, a jak wyjdzie przekonamy się za jakiś czas.
Jak to wygląda u nas?
Chciałabym z Wami porozmawiać o tym, co może w domu robić trzylatek. Czy to dobry pomysł żeby miał już swoje obowiązki i czy każde dziecko potrafi to samo? Na ostatnim zebraniu rodziców w przedszkolu wychowawczyni uświadomiła nam, że dzieci teoretycznie w podobnym wieku są na zupełnie różnych etapach rozwoju. Ma na to wpływ wiele czynników. Predyspozycje dziecka, ale przede wszystkim wzorce z domu. Ekspertami od wychowywania dzieci nie jesteśmy, bo to nasz pierworodny 😉 , ale miło się słucha że widać dobrą robotę wykonywaną w domu i ogrom pracy włożony w rozwój Młodego. Może więc te reguły i zasady w naszym domu mają jakiś sens?
Wspomagamy rozwój synka na różne sposoby. Wychowujemy w bliskości, jesteśmy zawsze, gdy nas potrzebuje. Spędzamy razem mnóstwo czasu, do trzeciego roku życiu był w domu z nami. Uznaliśmy, że nie był wcześniej gotowy na rozstanie. Z drugiej strony przynajmniej jeden dzień w tygodniu spędzał poza domem u dziadków. Tak dla równowagi.
Zanim zaczęliśmy przygodę z przedszkolem, było sporo zajęć dodatkowych, sal zabaw i tego typu miejsc. Pisaliśmy o tym w tamtym roku, w miarę na bieżąco, łatwo znajdziecie te informacje w zakładce „Dzieciowe Aktywności”. Na Soccatots chodzi nadal i bardzo dobrze się tam odnajduje. Czytamy książki, rozmawiamy i bardzo dużo podróżujemy. Ten wspólny czas jest produktywny, nie sadzamy go przed telewizorem żeby „mieć spokój”, o czym pisał ostatnio Piotrek.
Życie to nie tylko przyjemności
Każdy powinien mieć jakieś obowiązki. Mam w swoim otoczeniu sporo małych dzieci, obserwuję relacje rodzinne od dawna, zanim jeszcze sama urodziłam. Naprawdę widać, kiedy dziecko ma postawione zdrowe granice. Nie mówię tu o „tresurze”, tylko o pokazaniu, że stres i obowiązki to część życia. Nigdy nie dawałam się dziecku „wypłakać”, lecz tuliłam. Matka potrafi jednak rozpoznać rodzaj płaczu. Jeśli chodziło o wymuszenie, nie dawałam się zdominować. Obserwowałam i czekałam. Potem tłumaczyłam, ale nie ustępowałam. To bardzo trudna część wychowywania, bo serce mówi „daj spokój, co Ci szkodzi ustąpić?”. A głowa mówi „ustąpisz raz, będzie tylko gorzej”. Chwilowy spokój nie jest wart długofalowych problemów.
Tak właśnie postępujemy, a przynajmniej bardzo się staramy. Nie idziemy na skróty, wybraliśmy tą dla wielu osób trudniejszą drogę. Czasem mamy dość, czasem ponoszą nerwy i podniesiemy głos. Jesteśmy tylko ludźmi. Tylko że nasz syn wie o tym, bo nie ukrywamy tych emocji. Potrafi nam powiedzieć „nie krzycz na mnie”, a my potrafimy przeprosić. Dzięki temu on też potrafi przeprosić, jeśli coś przeskrobie, bo to dla niego normalne zachowanie.
Jak to jest z tymi obowiązkami?
Od kiedy tylko była taka możliwość, wprowadzaliśmy w jego młode życie obowiązki domowe. Drobiazgi, jak odłożenie zabawki, czy nasypanie karmy do miski Odiego, ale pokazały mu, że oprócz zabawy są też rzeczy, które trzeba w domu zrobić.
Nie wrzucamy go jednak w schemat. Nie uważamy, że skoro ma 3,5 roku to musi umieć to, to i to. Miał 2 lata i nie mówił, a teoretycznie powinien. Miał 3 lata i mówił pełnymi zdaniami. Zasób słów jak u nastolatka, mistrz ciętej riposty. Podobno po rodzicach 😀 Chodzić zaczął jak miał 17 miesięcy, a teraz biega i gra w piłkę. Przykłady mogę mnożyć do woli. Wniosek jest taki, że na wszystko przychodzi czas. Dziecko trzeba oczywiście obserwować, jeśli coś zaniepokoi skonsultować ze specjalistą. My byliśmy pod kontrolą logopedy, ale i choćby rehabilitanta. Oni mówili nam, że nie ma się czym martwić, tylko musimy poczekać.
Obowiązków uczymy przez zabawę. Staramy się, żeby sposób ich wykonywania był atrakcyjny dla naszego synka. Pamiętajcie, że każdy jest inny i co innego go interesuje. Co zatem umie nasz trzylatek i jak to robimy, że się udaje? Poniżej kilka naszych patentów.
Sprzątanie zabawek
Mamy małe mieszkanie i nie ma opcji na zostawienie zabawkowego bałaganu. Syn o tym wie od samego początku. To jest czynność bardzo naturalna. Pilnowaliśmy tego bardzo, dzięki temu nocne nadepnięcia na klocki albo autka zdarzały się niezwykle rzadko. Codziennie wieczorem dziesiątki resoraków parkują na parkingu zrobionym z kartonu, tory są składane i chowane. Trwa to trochę, nawet i pół godziny. Traktujemy to jednak jak element zabawy. Autka z toru jadą na parking i ustawiają się odpowiednio na kolejny dzień. To bardzo fajny moment zabawy. A wieczorem dom należy do dorosłych 😉
Pomoc w kuchni
Od jakiegoś czasu syn potrafi zrobić sobie sam śniadanie. Śmiejemy się, że z głodu już nie zginie. Prosta rzecz, miska, łyżka, nasypanie płatków owsianych i nalanie mleka. Tak, je płatki owsiane surowe. Gotowanymi gardzi. Nauczył się od swojego tatusia. W domu mówimy na to „pasza”. Ulubione śniadanie moich panów, do tego pokrojony świeży owoc, trochę miodu i gotowe. Oprócz tego pomaga w innych pracach, miesza albo ciasto w misce, wsypuje składniki, obserwuje, a nawet włącza blender trzymany przez nas. Bardzo chętnie w tym uczestniczy.
Nakrywanie do stołu
Syn zanosi talerze i sztućce (tępe noże!!!) i kładzie na stole. Uczy się poprawnie wszystko ustawiać, sprawia mu to wielką frajdę.
Chowanie naczyń do szafek i szuflad
Pakowanie i rozpakowywanie zmywarki na wyjazdach to super atrakcja. W domu niestety nie mamy. Ale potrafi włożyć sztućce w odpowiednią przegródkę w szufladzie, schować talerze i inne drobiazgi kuchenne.
Kompletowanie skarpetek – ostatni hit
Polecam Wam spróbować. Ja daję mu wielką górę skarpetek z prania i dostaję poskładane parami w kostkę. Pogrupowane na moje, Piotrka i Młodego.
Wynoszenie śmieci do kosza
Jak jesteśmy w nowym miejscu od razu lokalizuje kosz, że wiedzieć gdzie jest. Śmieci wyrzuca z uśmiechem na ustach 😉 Na prośbę „Synku, wyrzuć to do papieru” biegnie chętnie i wrzuca do odpowiedniego pojemnika w domu.
Wkładanie brudnych rzeczy do pralki
Wieczorne rozbieranie zawsze kończy się wizytą przy pralce. Zmiana pościeli zawsze w asyście synka, który biega z poszewkami i ładuje do bębna aż miło. Ja nawet nie próbuję go w tym wyręczać 😉 A od kiedy mamy nową pralkę Electorlux, robi to jeszcze chętniej. Lubi patrzeć na wyświetlacz z cyferkami, lubi wsypywać proszek i wlewać płyn. Dzięki temu, że dozowniki są umieszczone nad bębnem, nasz metrowy chłopak jest w stanie tam dosięgnąć. Pamiętajcie, że takie rzeczy dziecko MUSI robić w asyście dorosłego. Jeśli jednak wie, do czego służy proszek, jest mniejsza szansa, że się go kiedyś naje. Wieszanie prania to też oczywiście czynność, w której dziecko uczestniczy. I jest w tym lepszy niż jego tatuś 😉
To tylko kilka przykładów. Nie chodzi o to, żeby tutaj pisać epopeję na temat umiejętności naszego trzylatka. Wasze dziecko może robić w domu zupełnie inne rzeczy. Obowiązki to odpowiedzialność. Podane dziecku w przystępny i atrakcyjny sposób sprawią, że będzie chętne do ich wykonywania. Bądźmy wtedy przy naszych maluchach. W końcu trzeba bić brawo 🙂
Nie wszystko jest zrobione idealnie, skarpetki nie są złożone pod linijkę (nie wolno poprawiać dziecka na jego oczach!!!), czasem potłucze się talerz, czy rozleje mleko. Trudno. Mamy w domu ścierki, wodę, odkurzacz. Nawet ściany da się pomalować. A samodzielność dziecko to kapitał nie do przecenienia. Ja chcę, żeby jakaś kobieta w przyszłości powiedziała, że nauczyłam mojego syna samowystarczalności i samoobsługi. I żeby on sam też tak uważał.
My również zachęcamy naszą prawie czterolatkę do wykonywania najprostszych czynności. Ochoczo pomaga mi przy odkurzaniu, wkładaniu rzeczy do pralki, czy rozpakowywaniu zmywarki. Amelka sama sprząta swój pokój, chowa ubranka do szafy, a ja poprawiam wszystko kiedy nie widzi. 🙂
Właśnie o to chodzi! Brawo Wy.
My też staramy się zachęcać naszego przedszkolaka do pomagania na co on robi bardzo chętnie. Ma swoje małe obowiązki, oczywiście dostosowane do jego możliwości.
Dzieci są bardzo chętne do pomocy, lubią czuć się wtedy takie trochę bardziej dorosłe.
Moja Wićka ma 1,5 roku pomaga mi wieszać pranie, wkładać brudne ciuchy do pralki, wycierać kurze i sprzątać zabawki. Powoli dodaję jej nowe obowiązki, które teraz są dla niej po prostu zabawą 🙂
Bo właśnie tak to wygląda u maluchów, widzę że w wielu domach rodzice postępują właśnie w taki sposób 🙂
Mój trzylatek bardzo chętnie pomaga, zwłaszcza w kuchni 🙂 Staram się go nie ograniczać, choć czasem tracę cierpliwość, gdy po zmywaniu naczyń kuchnia jest zalana. Wiem, że ma dobre intencje 🙂
Hmm, nasz trzylatek na szczęście nie zmywa 😉 Choć powoli zaczyna się i tym interesować więc pewnie będzie mokro 🙂
Świetny wpis! Wprawdzie nie mam jeszcze dzieci, ale wiem, że jak będę je miała to będę zachęcać do robienia jak najwięcej rzeczy w domu. W końcu to lekcja, która przyda im się na całe życie 🙂
Dzieciaki uczą się przez zabawę. Często nie zdają sobie nawet sprawy, że to co robią to ich domowe obowiązki 🙂 A do pomocy są bardzo chętne.
Mój syn ma dopiero 1,5 roku, ale już mu pokazujemy, że po zabawie trzeba posprzątać zabawki. Uważam, że to niezwykle ważne, żeby dziecko uczestniczyło w domowych obowiązkach.
Też tak myślę, wtedy pewne czynności są dla niego naturalne. Pewnie pojawi się kiedyś bunt, ale na razie plan się sprawdza u nas 🙂
Dzięki za ten wpis! Kilka naprawdę bardzo fajnych pomysłów do wdrożenia u naszych dziewczyn. Będę musiał podrzucić ten wpis mojej drugiej połówce pod kątem naszej trzyletniej i pięcioletniej córeczki 🙂
Dzięki za ten komentarz. Fajnie wiedzieć, że nasze doświadczenia komuś coś podpowiedziały 🙂
My nie nazywamy tego obowiązkami. Traktujemy to jako elementy codzienności. Dołożyć na miejsce, wyrzucić do kosza, segregować śmieci itd.
Bo to jest właśnie codzienność. Nie chodzi o nazewnictwo, a o to co się pod nazwą kryje. A widzę, że w głowie mamy właśnie to samo.
U nas z tymi obowiązkami jest różnie. Staramy się by jakieś były ale często ona nie traktuje ich jako obowiązek. Lubi bardzo z nami gotować to czasem to robi. Ma odruch odnoszenia u ran do kosza na bieliznę. Pomaga w parowaniu skarpet ale to też bardziej zabawa jak obowiązek
Bo w tym wieku moim zdaniem właśnie chodzi o to, żeby obowiązków uczyć przez zabawę 🙂
U nas jest bardzo podobnie i też w przedszkolu słyszałam, że robimy kawał dobrej roboty. Rozi ma teraz 6 lat, sama potrafi ugotować sobie parówki od początku do końca, zrobić kanapkę z masłem i herbatę do tego. A zaczęliśmy wcześnie, jak miała rok sprzatala jak umiała swoje zabawki, jako dwulatka segregowala że mną pranie i pomaga w tym co jej wychodziło. Podobnie jest z jej siostra, ma niespełna dwa lata, a już automatycznie po zabawie odkłada zabawki 🙂
Dzięki 🙂 Czyli widzę, że idziemy dobrą drogą wychowawczą 🙂
U nas dzieci mają swoje obowiązki. Nie jakieś poważne. Coś w stylu ogarniania zabawek, wrzucania swoich brudnych ubrań do kosza, odnoszenia talerzy. Myślę że to dużo ich nauczy.
Też myślę, że nawet maluchy mogą jakieś drobne czynności w domu wykonywać. Uczą się w ten sposób odpowiedzialności.
Bardzo podoba mi się wasz sposób wychowania, ja te sposoby o których głosno mówią w telewizji neguje jak się da. Tam wrzucają każde dziecko do jednego worka, a przecież każde dziecko ma inne zainteresowania i inne potrzeby.
Wasz syn wie co to porządek ale i dobra zabawa, dzieki odpowiedniemu i aktywnemu spędzaniu czasu wie, że tak jest dobrze i fajnie. Ma z tego frajdę bo zrobić coś razem z rodzicami jest na pewno o wiele lepsze niż siedzenie przed telewizorem!
Dobre patenty, banalne ale jak potrafią pokazać dziecku granice. Teraz Wasz syn nie wyrośnie na żadną kalekę, będzie (i podejrzewam, ze już jest) silny, ambitny i odważny!
Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. Nie ma co kombinować, jeśli możemy w prosty sposób pokazać dziecku różne aspekty życia 🙂 I bardzo dziękujemy za komplement 🙂
Mój synek od zawsze pomagał mi w kuchni i nigdy też nie było problemu ze sprzątaniem własnego pokoju 🙂
Super 🙂 Małe dzieci bardzo chętnie pomagają i jest szansa, że ten nawyk im zostanie 🙂
Super post. U nas wszystkie trzy Panny angażujemy w codzienność kiedy się da. Od małego pomagają, wspierają i uczestniczą również w obowiązkach domowych! Bardzo sobie to cenię.
Mamy takie samo podejście. Teraz widzimy, że to dobra droga. Czasem nasz syn jest bardziej porządnicki i niż my 😀
U nas dwulatek ma jedyny obowiązek- sprzątamy razem zabawki po zabawie. A tak to pomaga mi czasami podając pranie do powieszenia (super w ciąży, nie musiałam się schylac), naczynia ze zmywarki, zanosi czasem śmieci do kosza i daje pieskowi jedzenie 🙂
Wszystko to są pewnego rodzaju obowiązki dostosowane do umiejętności i możliwości dziecka 🙂 Potem będzie Ci łatwiej wprowadzać te poważne obowiązki bo dziecko będzie wiedzieć, że w domu samo się nic nie robi 🙂
Zdecydowanie dobre podejście. Nic się w domu samo nie robi i warto dzieci wdrażać w obowiązki, aby czuły się odpowiedzialne