Ludzie z Pasją. Człowiek, w którym drift zaszczepił uśmiech

Choć drift jako sport samochodowy rośnie z każdym rokiem to trzeba pamiętać, że jest to technika jazdy pojazdem w kontrolowanym poślizgu. Dla mnie wielką przyjemnością jest obcowanie z Mateuszem „Matesem” Woskresińskim. Poznaliśmy się, gdy… kupiliśmy BMW i jak to przy używanym samochodzie pojawiły się jakieś problemy. To już trzy lata. O tym, że to nie jest tylko nasz mechanik, a dobry kumpel, na którego po prostu można liczyć może potwierdzić nasz… syn.

Pamiętam taką niedawną scenkę, gdy Młody wziął resoraka, to był Nissan 200sx, i zaczął driftować po podłodze. „Jak wujek Mates” padło hasło. Jak się małe autka popsują to też nasz niespełna trzylatek zawozi je do wujka Matesa. Jego warsztat to dla niego miejsce magiczne. Zresztą Mateusz obiecał, że jak Młody podrośnie to go przewiezie „bardziej bokiem”, a kto wie, może będzie to kiedyś członek kultowej, a ostatnio reaktywowanej ekipy JBB (właśnie od Jazda Bardziej Bokiem). Trzeba mieć też świadomość, że drift to zabawa, pasja, czasem sposób na życie, ale i pomaganie innym. Matesa regularnie można zobaczyć na wszelakich charytatywnych wydarzeniach, gdzie daje z siebie wszystko. Zresztą jak zawsze. I z uśmiechem na twarzy.

Spis treści:

– Skąd wziął się pomysł na motoryzację i jak się znalazłeś w tym świecie?

Mateusz “Mates” Woskresiński: – Z dzieciństwa. Tata zaraził i tak mi zostało. Bardzo lubił jeździć samochodem, to raz. Tata nigdy nie dłubał zbytnio przy autach. Bardziej dziadkowie. Jeden i drugi to lubił. Od taty zaraziłem się jeżdżeniem, bo to dla mnie jest fajniejsze, a siłą rzeczy lubiłem zawsze podłubać. Zatem tak wyszło, że padło na auta.

– Najpierw był warsztat, czy najpierw był drift?

– Najpierw drift. Warsztat był przy okazji driftu, u kolegi dłubaliśmy i tak od hobbystycznego budowania samochodu przeszło w profesjonalną robotę.

– OK, to jak zaczęła się zabawa w drift?

– Myślę, gdzie był ten pierwszym moment. Chyba kiedyś po prostu pojechałem na parking z kolegami. Nie miałem nawet tylnonapędowego auta, ale oni mieli BeeMkę i zaczęli jeździć bokiem. Jak to zobaczyłem to bardzo mi się spodobało. Przyjechałem raz, drugi, trzeci i za piątym, czy którymś już byłem swoim autem. Powiedziałem żonie, że ten samochód, który mieliśmy, bodaj z napędem na cztery koła, nie jest dobry do jazdy na co dzień i potrzebujemy takiego z napędem na tylne koła. Kupiliśmy Mercedesa i tak to się zaczęło.

– Nie stawiała oporów?

– Nie… Zawsze chciała mieć Mercedesa, więc jej to pasowało. Wszystko było taktycznie dobrze rozegrane.

– To był Twój początek z motosportem?

– Właściwie to tak, bo wcześniej jeździłem amatorsko, jakieś gokarty. To w sumie wszystko.

fot. Kowalski

– Zaczęło się z driftem i to był który rok? 2008 rok? Nie było niczego w tym sporcie. A pierwsze zawody?

– 2011.

– Czyli można powiedzieć, że ta scena zawodowa rodziła się razem z Matesem?

– Były już zawody, ale na bardzo niskim poziomie. W 2011 roku były z kolei już bardzo mocne i dobrze przygotowane samochody. Jak pojechałem na pierwsze zawody to było to już dobrze rozkręcone. Były trzy ligi w Polsce i można było sobie wybrać.

– Największy sukces? Był czy dopiero przed Tobą?

– Ciężko powiedzieć. Ale skoro tak mówisz, to przede mną. Może być. Na pewno sezon 2015 był super. Do połowy, bo później rozstałem się ze sponsorem, więc się wszystko posypało. Ale nim do tego doszło to w pierwszych zawodach wygrałem kwalifikacje, a później byłem drugi. Następne wygrałem i tak cały czas szło. Mieliśmy przewagę w generalce po trzech rundach i gdyby wszystko się utrzymało, to można powiedzieć, że ta pozycja była niemal niezagrożona. Posypało się i wszystko przepadło.

– Więcej jest w tym pasji? Tak mi zawsze opowiadałeś, że to jest sport, który budzi w Tobie uśmiech. Po Tobie widać, że jesteś ciągle uśmiechnięty.

– Nie zawsze. Każdy ma jakiś kryzys. Ale pewnie, to rodzi się z pasji wśród zawodników. Oni tym żyją, kochają to. Ale to chyba w ogóle w każdym sporcie tak jest? Nikt nie idzie uprawiać sportu, bo będzie na nim kiedyś zarabiał, nie? Potem, gdy ten sport staje się pracą to robi się ciężej, ale początek to rodzi się z pasji.

fot. Jacek Winiarski Photography

– Ale Twoja nie jest najtańsza. Ile trzeba było kiedyś włożyć, a ile teraz?

– Pieniędzy? Zależy jak bardzo chcemy się bawić i na jak dużym placu zabaw. Można dla przyjemności kupić za kilka tysięcy gruza i zbierać darmowe opony po wulkanizacjach. Jeździć na parkingi, czy małe tory, treningi i wtedy wychodzi to tanio. Ale na pewno jeden taki wyjazd przy budżetowej wersji to i tak pochłonie koło tysiąca. Jest to jakiś koszt. Tej górnej granicy jeszcze nie poznałem i przypuszczam, że nigdy jej nie poznamy. Jej nie ma. Jak się chce jeździć dajmy na to w Drift Masters to przy tym sezonie, runda to będzie spokojnie 25 tysięcy sam wyjazd. A nie liczymy przygotowania samochodu. Tu to tylko fantazja i portfel są ograniczeniami.

– Mówimy o budżetach, pasji łączonej z pracą, ale… czy jesteś w tym spełniony?

– Zdecydowanie jeszcze nie. Jeszcze wiele przede mną i czeka mnie wiele pracy.

– To jaki następny krok?

– Trzeba odbudować jakieś auto, bo jestem bez. Podejrzewam, że muszę sobie zrobić swoisty reset. Cofnąć się parę kroków, żeby od nowa wbić się w rytm i po kolei wspiąć się po drabince. Zacząć od Drift Open, potem Drift Masters, a celem i marzeniem jest objechać cały sezon w Formule Drift w Stanach.

– No to Cię zagnę. A życiowo jesteś spełniony? Trochę się poznaliśmy i jak coś Cię trapi związanego z problemami związanymi z udziałem w zawodach to byłeś markotny. Z drugiej strony, miałeś jechać na zawody, wszystko jakoś szło to banan na twarzy. Zatem jak to się przekłada na sferę prywatną?

– Myślę, że jak nie można jeździć to człowiek jest zirytowany i wkurzony. To na pewno negatywnie wpływa na całe moje życie, na wszystko dookoła co mnie otacza. Bo… Bo jak nie mogę to jestem zły. O! Krótko mówiąc, jestem wkurzony, wszystko mnie denerwuje, muszę sobie raz na jakiś czas pojeździć, bo inaczej się nie da. Kiedyś jak jeździliśmy tylko po ulicach, bo takie wtedy były czasy, to w momencie, gdy nie jeździłem dłużej niż 2-3 tygodnie, to dochodziło do tego, że mnie żona z domu wyrzucała. Kazała mi iść pojeździć, bo byłem nie do życia.

– Nawiązałeś tu trochę do tej jazdy budżetowej, for fun. Czy to nie jest trochę tak, że jeżeli podchodzisz do tego z rozsądkiem, to w codziennej jeździe ci się to przyda? Zimą widzimy sytuacje, gdy na pustych placach ludzie próbują się bawić, ćwiczyć, a po chwili wpada policja.

– Zdecydowanie, każde takie działania mogą polepszyć umiejętności. Co do tej policji i parkingów, to trzeba pamiętać, że oni nie są w stanie ocenić, czy akurat zagrożenie jest stworzone, czy też nie. Nie znają umiejętności tych ludzi. Dla bezpieczeństwa łapią wszystkich i tyle. Nie ma co się na to denerwować, też mnie kiedyś to złościło, dziś uważam, że jest w tym trochę sensu. Kiedyś, jak my zaczynaliśmy i driftowaliśmy mało osób to robiło. To był bardzo hermetyczny świat, można było policzyć w Łodzi na palcach jednej ręki, może na dwóch. Dzisiaj każdy młody chłopak kupuje BeeMkę, 2-3 tysiące i zaczyna jeździć. Pytanie czy ma talent, czy nie ma? Czy będzie się po prostu popisywał? Często słyszymy, że policja łapie, bo śnieg spadł i BeeMki wyjeżdżają. Jak spadł śnieg to przez pierwszy tydzień w gazetach z pięć albo więcej BeeMek było, czy to na torowiskach, na latarniach zawinięte.

– Robią negatywny PR marce. Za te wyjaśnienia BMW Polska powinna się do nas zgłosić i sowicie wynagrodzić.

– Przede wszystkim to trzeba odróżnić drift od upalania po ulicach. Drift jest związany z umiejętnym kontrolowanem pojazdu, a nie tylko wpadanie w poślizg i może się uda wyjść. To są zupełnie dwie różne rzeczy. Przecież tak to można sobie w poślizg wprowadzić auto przednionapędowe, hamulcem ręcznym. Pytanie jest czy jedziesz poślizgiem i go kontrolujesz, czy wpadłeś w poślizg, kawałek się ślizgasz i zaraz koniec.

Mates, Drift Open

– To na koniec, utrzymując się w temacie, czy jesteś dobrym kierowcą?

– To jest ciężkie pytanie, bo ciężko określić jednoznacznie, co to znaczy „być dobrym kierowcą”.

– Zawsze mówię, że nigdy się nie jest dobrym kierowcą, bo można być lepszym.

– To na pewno. Jak we wszystkim. Trzeba się uczyć, szkolić i mieć dużo pokory. Natomiast wypadku nigdy nie spowodowałem. Nawet nie potrąciłem żadnego zwierzaka, zawsze zdążę szybciej reagować. Ciężko odpowiedzieć. To, że jest się dobrym kierowcą wyścigowym, torowym, rajdowym nie przekłada się. Wsiądę w samochód na torze i będę jechał na czas, bez driftu, to zazwyczaj jestem najszybszy. Potrafię wsiąść w samochód kierowcy, który po danym torze się ściga, zresztą miałem taką okazję w zeszłym roku. Wsiadłem, zrobiłem trzy kółka i byłem o sekundę szybszy niż on. Generalnie zawsze wszyscy mi mówili, że jestem dobrym kierowcą, ale na drogach jest zbyt dużo zmiennych, żeby można było stwierdzić „Jestem Robert Kubica i nic mi nie grozi”. To nie jest prawdą. Jemu też grozi i każdemu. Trzeba jeździć po prostu z rozwagą.

35 komentarzy Dodaj swój
  1. Mężczyzni lubią czuć adrenalinę. Ważne że Mateusz ma pasję, przy której powstał biznes. Zazdroszczę mu że robi to co kocha. Znam jedną osobę która zajmuje się driftem. Nigdy nie widziałam na żywo takiej jazdy. To musi być bardzo widowiskowe.

  2. wiem,że kobieta ..ale uwielbiam takie jazdy:) bardzo fajny wywiad i brawa za tak ogromna pasję:)

  3. Pasja i to jest to! 🙂 Może nam wydaje się to niebezpieczne, ale wiem że wszystko robione z głową i w bezpiecznych warunkach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.