Poradnik wyjazdu na wyścig F1 w Austrii – wszystko co warto wiedzieć o samodzielnej organizacji

Planujecie niezapomniany wyjazd na wyścig Formuły 1 do Austrii? Szukacie różnych informacji: jakie bilety kupić, jak dojechać na tor czy gdzie zaparkować? No i gdzie spać, bo to już na Red Bull Ringu prawie że „mityczna” sprawa. Chcecie, żeby wszystko wyszło super, ale do tego potrzebna jest wiedza. Warto jeszcze nawet przed pomysłem zakupu biletów mieć świadomość wielu kwestii związanych z tym konkretnym wyścigiem. Spędziliśmy bardzo wiele godzin szukając po internecie, byliśmy cały weekend wyścigowy na miejscu, mamy więc na świeżo ogląd sytuacji. Chętnie podzielimy się naszym doświadczeniem z wyścigu w 2024 roku, a dla nas ten materiał to będzie spisanie wspomnień.

Kiedy i gdzie kupić bilety na GP Austrii?

Tu akurat odpowiedź jest prosta: od razu jak się tylko pojawią. Po pierwsze są wtedy najtańsze, po drugie to w ogóle są 😉 . Potem będzie tylko gorzej i drożej. Bilety na ten tor rozchodzą się błyskawicznie, Holendrzy wykupują je chyba hurtowo, pomarańcz na torze rządzi. Jest wiele stron internetowych, na których bilety można kupić, są one polecane i podobno niezawodne.

My zdecydowaliśmy się na oficjalną stronę F1, następnym razem kupilibyśmy jednak na stronie toru. Człowiek uczy się na błędach, a że kupowaliśmy po raz pierwszy to strona F1 wydawała nam się najbardziej oczywista, ale nie było tam darmowych biletów dla dziecka. Ta opcja nie była w ogóle włączona. Na stronie toru bilety GA w ogóle w tamtym momencie nie były dostępne. Zatem przepłaciliśmy, trudno. Na 2025 jest podobnie, na stronie F1 tylko jedna opcja, na stronie toru są darmowe bilety dla dzieci na GA, a na trybuny w znacznie obniżonej cenie.

Jaki rodzaj biletów wybrać?

To czy kupić bilety na trybunę czy na trawkę zależy tylko od Was. Tutaj pewnie głównie waży cena. GA (General Admission) jest po prostu najtańsze, my również takie bilety mieliśmy.

Czy ponownie byśmy kupili właśnie je? Nie. Dlaczego? Zaraz pokażemy Wam plusy i minusy GA naszym subiektywnym zdaniem:

  • cena (zdecydowanie najtańsze, różnica jest odczuwalna szczególnie jak kupuje się kilka biletów, u nas 3). Można z tymi biletami obejść dużą część toru, tą która jest po prostu dostępna dla kibiców. Wejdziecie prawie wszędzie, nie wpuszczą Was jedynie na trybuny. Macie dostęp do wszystkich atrakcji na torze (stref dla fanów, które opiszemy nieco później, punktów do robienia selfie z widokiem, stref gastro, sceny i koncertów, spotkań z kierowcami itd.).
  • mitycznie doskonały widok z GA w Austrii naszym zdaniem jest, ale… tylko dla tych, którzy biegną na złamanie karku po otwarciu toru (a kawałek jest do przebiegnięcia). Potem to wygląda gorzej niż nad Bałtykiem latem. Może nie ma parawanów, ale za to jest festiwal parasolek (które rzeczywiście w 2024 ratowały praktycznie życie, tak było piekielnie gorąco). Widok jest wtedy, kiedy ustawisz swoje wędkarskie krzesełko zaraz przy siatce i praktycznie nie ruszasz się cały dzień albo wymieniacie się i pilnujecie miejscówki na zmianę. Szczególnie w okolicy zakrętu przy trybunie T3, gdzie widok jest najlepszy. A są tacy fanatycy, i nawet można powiedzieć, że jest ich całkiem sporo. O wygodnym rozłożeniu kocyka i podziwianiu toru i wyścigów można zapomnieć, bo z miejsc gdzie rozłożycie kocyk po prostu niewiele widać.
  • Telebimy są, ale ponownie jak w przypadku miejsca w „pierwszym rzędzie przy siatce” trzeba tam być od razu, bo tam gdzie widać telebim szpilki nie ma jak wsadzić.

Dlatego teraz właśnie ze względu na widoczność kupilibyśmy jednak trybunę. Mając bilet na trybunę można też bez ograniczeń poruszać się po GA, więc w każdej chwili można zejść i połazić po torze.

Która trybuna jest najlepsza?

Obeszliśmy tor kilka razy, na kilka trybun udało nam się wejść w czwartek i zobaczyć widok. Jeśli mielibyśmy wybierać to pomiędzy:

Trybuną T3 – położna w takim miejscu toru, że ma świetną widoczność na dużą jego część. Znajduje się w okolicy GA, ale ma dużo lepszy widok.

Trybuną T10 – położona blisko prostej start meta, widać z niej właśnie prostą startową i ostatni zakręt. I to ona jest otwierana dla fanów po wyścigu, z niej można biec pod podium.

Tribune Nord – poważnie byśmy ją rozważyli, ponieważ ma zadaszenie. Jest to o tyle istotne, że nie pali słońce i nie leje deszcz na głowę jakby co. Bardzo zazdrościliśmy ludziom siedzącym tam w cieniu podczas, gdy my smażyliśmy się jak na patelni bez kawałka cienia. Ta trybuna ma jednak jedną cechę/wadę/zaletę, zależy dla kogo. Jest całkowicie pomarańczowa. Jeśli zatem kibicujesz innemu kierowy niż Max Super Max, to nie idź tam. Będziesz się czuć bardzo nie na miejscu. To jest miejsce Orange Army i tyle, trzeba to uszanować. Podobnie jak trybuna przy byku.

I żeby było jasne, wydarzenie jakim jest weekend wyścigowy Formuły 1 kibicowsko nie ma nic wspólnego choćby z piłką nożną. Tam coś takiego jak „wojny kibiców”, wzajemna jawna i otwarta niechęć na torze nie miała miejsca. My zupełnie czegoś takiego nie widzieliśmy (w przeciwieństwie do internetu, gdzie to zupełnie inna bajka i wzajemne obrzucanie się błotem oraz obraźliwe „hamiltoniarze” i „verstappeniarze” to nic niezwykłego, szczególnie po pamiętnym sezonie 2021 i Abu Dhabi).

Żeby nie być gołosłownym, zobaczcie że każde z naszej rodziny miało czapkę innego zespołu i kierowcy i było to zupełnie OK. Podobnie miała się sytuacja z Holendrami, którzy (czytaj „verstappeniarze”) chętnie pozowali do zdjęć z Młodym mającym na głowie czapkę Ferrari z numerem 16 Leclerca, a nawet dawali mu do założenia swoje czapki Maxa mimo że ja, czyli matka Młodego, miałam na głowie czapkę LH44 (czy ich największego wroga jakby nie patrzeć). To serio tak wyglądało. Obok siebie siedzieli ludzie kibicujący przeróżnym kierowcom i zespołom, a atmosfera była bardzo przyjazna.

Co z biletami na Pit Lane Walk?

Często pada pytanie, czy w ogóle warto iść na tor w czwartek? Przede wszystkim to warto jest kupić bilety czwartkowe uprawniające do wejścia na prostą startową i pod garaże zespołów. W 2024 roku płaciliśmy 30 euro za bilet (dla ośmiolatka też, nawet jeśli by miał darmowy bilet na GA). Na te bilety trzeba polować nawet bardziej niż na normalne, bo jest ich ograniczona pula. W 2024 informacja pojawiła się na Facebooku toru, a na stronie toru bilety można było zakupić. Kupiliśmy od razu jak się pojawiły, czyli 23.05.2024 (a weekend wyścigowy był 28-30.06, czyli ponad miesiąc przed wyścigiem).

I szczera, dobra rada. Jeśli piszą, że wpuszczają na Pit Lane Walk od jakiejś godziny (aplikacja toru powie Wam wszystko), to idźcie na tą godzinę. Zazwyczaj jest jakiś przedział czasowy na zbiórkę. W praktyce wyglądało to tak, że wchodzi tyle osób ile pomieści trybuna na prostej na przeciwko garaży, tyle jest biletów. Czyli całkiem dużo ludzi. Usadzają Was sektorami według kolejności wejścia, nie ma opcji wyboru miejsc. Trzeba tam grzecznie siedzieć i czekać na otwarcie pit lane. Czas umilał na film „Wyścig”, obejrzeliśmy praktycznie cały 😉 . Niech to da Wam obraz ile czasu to zajmuje. Potem był trening Safety Car i Medical Car, zrobili kilka kółek, były testy świateł startowych i oznaczeń świetlnych na torze.

Ale do rzeczy, czemu mówimy żeby iść na początku i siedzieć tam zamiast połazić po torze i wejść na ostatnią chwilę? Ano temat był prosty. Pod garaże wpuszczali kibiców sektorami. Ten kto pierwszy usiadł – pierwszy wchodził. My byliśmy w trzecim sektorze (przyszliśmy pół godziny po otwarciu), i to wcale nie szło jakoś sprawnie. Do tego, mimo próśb obsługi, ludzie nie przesuwają się dalej, tylko czatują pod garażami w oczekiwaniu na ulubionych kierowców. Szczególnie pod Red Bullem, Mercedesem i Ferrari robi się niesamowity kocioł. Konsekwencją tego było, że ostatnie sektory zostały puszczone trochę na chaos 20 minut przed zamknięciem prostej startowej. Ludzie nie zobaczyli nic, bo po prostu zespoły zrobiły już swoją robotę i poszły sobie w dal.

My zobaczyliśmy prace przy bolidach, treningi pit stopów, treningi służb medycznych, wszystko było tam „żywe”, działo się po prostu. To był naszym zdaniem najlepszy dzień z całego weekendu wyścigowego. I jeszcze jedna rada. Jeśli chcecie zrobić zdjęcie garaży bez tłumu ludzi, sprawę załatwia kij do selfie. Tylko dzięki temu udało mi się zrobić dobre zdjęcia. No jeszcze ewentualnie dziecko wsadzone na barana z zadaniem cykania fotek, też praktykowane. Inna sprawa że ośmiolatek z poziomu ziemi nie widziałby absolutnie nic więcej oprócz pleców innych ludzi.

Co można wnieść na tor?

Były znaki, że na tor nie można wnosić alkoholu. Nie sprawdzaliśmy, nie wiemy czy się udawało. Za to wypiliśmy najdroższe w naszym życiu piwo z beczki na torze, 45 zeta z wielorazowym kubkiem z kaucją, który wrócił z nami jako pamiątka.

Poza tym ludzie wchodzili z całym ekwipunkiem campingowym. Koce, parasole, krzesła, torby z jedzeniem, butle z wodą. Z tym nie było problemu. Nic nie kazali wyrzucać. Tyle że nie próbowałabym wnosić szkła, bo może się nie udać. No i pirotechniki, choć pomarańczowi coś tam mieli ze sobą (ale spodziewaliśmy się, że będzie tego więcej). Z parasolami i krzesłami nie da się wejść na trybuny, to musi zostać na trawce jakby co.

Jakie są udogodnienia na torze?

Najważniejsza dla nas była darmowa woda. Absolutnie niezbędna w tych tropikalnych upałach. W kolejkach po wodę spędziliśmy sporo czasu nawiązując nowe znajomości. Było dużo Polaków. Naszym zdaniem jednak punktów z kranami z wodą pitną było za mało na panującą podczas weekendu pogodę. Czekało się nawet pół godziny w kolejce. Dobrze jest mieć sporo naczyń, które można napełnić. Dwie butelki 1,5 litra na 3 osoby to wcale nie było dużo i kilka kursów dziennie trzeba było zrobić. Sporo osób miało termosy. To super rozwiązanie, jeśli nie chciało się zaraz na tej wodzie robić herbatki. Ale w pewnym momencie lepsza była po prostu mokra niż żadna 😉 . Nawet ciepła w upał.

Oprócz tego służby informacyjne są bardzo pomocne, wiedzą co i jak, mówią doskonale po angielsku. Toalet jest dużo, są czyste, jest nawet papier i mydło (nie tylko rano, ale dokładane przez cały dzień). Choć kolejki szczególnie do męskiej potrafiły się zrobić, ale u Panów to dość szybko idzie.

Jakie są atrakcje na torze poza ściganiem?

Wiadomo – najważniejsze jest ściganie. Tym bardziej, że w 2024 roku Austria była jedynym europejskim torem z weekendem sprinterskim ze wszystkimi seriami towarzyszącymi, czyli działo się przez całe 3 dni. W 2025 nie będzie już sprintu, ale będą serie towarzyszące.

Bardzo dobrze są zorganizowane strefy dla fanów. Mniejsza przy trybunie start-meta i większa za pierwszym zakrętem. To na tej większej jest scena, gdzie są koncerty i spotkania z kierowcami. Tam też można skakać na bungee (ciekawy fakt: podczas wywiadu z kierowcami Mercedesa ktoś akurat skakał i dość długo wisiał w bezruchu i Lewis Hamilton kilka razy dopytywał czy ten człowiek na pewno żyje i jest OK, delikwent wreszcie się ruszył, ale chyba był nieświadomy sytuacji). Oprócz tego tu jest pit stop challenge, sim racing i wiele innych ciekawych aktywności.

Absolutnie jest co robić przez cały dzień. Warto śledzić plan dnia w oficjalnej aplikacji toru i patrzeć co i o której godzinie się tam dzieje. Wszystko mają rozpisane i uporządkowane. Jak to w Austrii. Nam też udało się zrobić wirtualne zdjęcia z kierowcami, które są drukowane i od razu można je zabrać na pamiątkę. Mamy też zdjęcie na podium, Młody projektował własny bolid (chyba z 5 razy, obsługa traktowała nas już tam jak dobrych znajomych), widzieliśmy również wystawę bolidów, które zazwyczaj znajdują się w Welcome Center.

Fantastyczne są pokazy lotnicze przed wyścigiem. To co wyczyniał pilot helikoptera to jakaś magia. Latanie tym do góry nogami pierwszy raz widzieliśmy. Generalnie mają rozmach i wiedzą jak zrobić, żeby ludziom się podobało.

Na trawce znajduje się wieża, z której jest doskonały widok na większą część toru. Można tam też zrobić sobie zdjęcie, które dostaliśmy wydrukowane na pamiątkę.

Na pewno atrakcji jest tyle, że nie będziecie się nudzić ani przez moment.

Co jeść i pić? Ceny

Punktów gastronomicznych na torze jest ogrom. Do wyboru, co kto chce. Jeśli tylko budżet Wam pozwala, głodni nie wyjdziecie. My generalnie braliśmy swoje przekąski (tak jak większość ludzi na trawce z tego co zaobserwowaliśmy), natomiast było tak gorąco, że zwyczajnie nie chciało się nawet jeść. Spróbowaliśmy za to bułki ze sznyclem, która kusiła nas przez dwa dni (a szczególnie Młodego, tak bardzo podobało mu się jak kotlety zjeżdżają po zjeżdżalni).

Wyglądała dobrze i tak też smakowała. Koszt około 50 zł, sami oceńcie czy mało czy dużo. Budka znajduje się za trybuną T10, łatwo poznać po tym, że kotlety są puszczane z góry po metalowych zjazdach. Piwo tak jak pisaliśmy, kosztowało około 45 zł razem z kubkiem. Ceny raczej wyższe niż niższe, ale tanio już było.

Jak dojechać na Red Bull Ring?

Dojazd jest banalny. Po prostu wpisujecie w nawigację adres toru, a jak znajdziecie się w pobliżu to gwarantujemy, że się nie zgubicie. Policja jest na każdym kroku, kieruje ruchem i odpowiada na wszystkie pytanie. Są bardzo pomocni i bezproblemowi. Do tego już kilkadziesiąt kilometrów od toru pojawiają się znaki kierujące na Red Bull Ring. Znaki na parkingi są co chwilę, nie da się ich nie zauważyć. No i ważna sprawa, pamiętajcie o opłatach drogowych. W Austrii i Czechach obowiązują winiety, które trzeba kupić albo odpowiednio wcześniej online albo od razu po przekroczeniu granicy w punkcie stacjonarnym.

Parkingi na torze

Z parkingami sprawa też okazała się dość banalna, choć nie bez problemów. W czwartek to w ogóle bajka, bo przysługiwał nam parking (z biletami na pit walk) P4, tuż przy wejściu na tor. Idealnie.

Piątek-niedziela było już nieco gorzej. Jadąc autostradą widzieliśmy po prawej stronie parkingi w polu i pomyśleliśmy że są strasznie daleko od toru, trzeba będzie z godzinę iść… Więc jechaliśmy dalej tam, gdzie parkowaliśmy w czwartek. Policja nas zawróciła już przy drodze dojazdowej na tor (wydaje się nam, że tamte parkingi można było kupić dodatkowo) i pokierowali nas właśnie na te parkingi, które widzieliśmy wcześniej. Złapaliśmy się za głowy, ale co było robić. Jakiś promyk nadziei dawało nam to, że nie widzieliśmy pielgrzymek zmierzających na tor. Wjechaliśmy na parking, byliśmy dość wcześnie, więc obsługa skierowała nas blisko wyjścia. Okazało się, że jest tam podziemny tunel pod autostradą a na tor szło się 15 minut (mowa tu o dojściu do bramek, a nie na trybunę). To jak na warunki Red Bull Ringu bardzo blisko. Wszystko doskonale oznakowane i bezproblemowe. Parkingi są przeogromne i miejsc nie zabraknie. Ale to jednak pole, trzeba mieć na uwadze, że mogą być wyboje (mamy dość niskie auto, więc były lekkie obawy), a po deszczu błoto.

Za to problem był z wyjazdem. W piątek zostaliśmy do końca, a ponieważ parkowaliśmy prawie na początku to do wyjazdu byliśmy na szarym końcu. To był wyjazdowy koszmar. Między bajki mogliśmy włożyć rady o tym, żeby zaparkować jak najbliżej wyjazdu (obsługa czujnie na to nie pozwalała, każdy miał parkować zgodnie z tym w jakiej kolejności dotarł na tor), albo informacje, że wyjazd idzie bardzo sprawnie. Nie szedł W OGÓLE. Dwie godziny praktycznie staliśmy w miejscu, bo zwyczajnie zrobiło się wąskie gardło skoro auta z kilkudziesięciu alejek zjeżdżały się do jednej drogi wyjazdowej, a my byliśmy na końcu tej kolejki. Dobrze chociaż, że mieliśmy jakieś resztki wody (przypominam o tropikalnych upałach). Trafiali się też „cwaniacy” którzy skrótem przez pole w bardzo niefajny sposób wbijali się w kolejkę, ale widać tacy zdarzają się wszędzie.

W sobotę zaparkowaliśmy na tym samym parkingu, ale ponieważ prawie nabawiliśmy się udaru cieplnego to wyszliśmy z toru wcześniej, więc z wyjazdem nie było żadnego problemu. Nie byliśmy jedyni, wielu ludzi zrobiło to samo. To był najgorętszy dzień, ani jednej chmurki, ani trochę wiatru. Ani chwili wytchnienia od słońca.

W niedzielę zobaczyliśmy rząd aut ustawionych na parkingowym polu wzdłuż drogi dojazdowej, co pozwalało na bezpośredni wyjazd na nią i nie stanie w długich korkach na trawie. Stanęliśmy w drugim rzędzie, gotowi do ewentualnego szybkiego wyjazdu. Wyszliśmy jednak chwilę przed końcem wyścigu, ponieważ Młody był już bardzo zmęczony i nie chcieliśmy ryzykować kilku godzin stania, więc wyjechaliśmy szybko i sprawnie. Nie było nam bardzo szkoda wyjść wcześniej, ponieważ z naszych miejsc i tak niewiele toru widzieliśmy, telebimu to prawie wcale, do tego upał nie odpuszczał, a idąc spacerem wzdłuż toru i tak mogliśmy obserwować kolejnych kilkadziesiąt okrążeń z różnej perspektywy, również na telebimach w pobliżu trybun. Bo dojście od GA do bramek przy prostej startowej zajmuje z pół godziny, tam serio można kroki wyrobić od razu na cały miesiąc. Zatem sprawnie doszliśmy na parking i wyjechaliśmy.

Noclegi na GP Austrii

To ciężki temat, bo baza noclegowa w tamtym rejonie jest ograniczona. Jeśli nie interesuje Cię pole namiotowe (a nas zupełnie nie interesowało z różnych względów), to znalezienie czegoś w sensownej cenie to jak wygrana w totka. Trzeba szukać jak najwcześniej, bo miejsca rozchodzą się błyskawicznie. Najbliższe duże miasto to Graz około 100 km od toru, a pierwotnie to mieliśmy nocleg aż w Klagenfurcie. Koszmarnie daleko.

Ostatecznie udało się nam coś znaleźć 50 minut od toru, i to jest blisko na realia tego wyścigu. Nocowaliśmy w ośrodku narciarskim w Lachtal. Było OK, choć cena jak na oferowane warunki i tak była wysoka, ale lepszej opcji nie znaleźliśmy. Wynajęliśmy mieszkanie z kuchnią, więc odpadał temat jedzenia na mieście, co przy wyjeździe z dzieckiem było wybawieniem. Ale również my, dorośli, ostatnie na co mieliśmy ochotę to łazić po restauracjach po całym dniu w skwarze na torze. Lepiej było zrobić jakiś szybki makaron i zjeść sobie przyjemnie na tarasie.

Czemu nie braliśmy pod uwagę campingów? Byliśmy z dzieckiem i chodziło o wygodę (jest głośno, gorąco, niesamowicie tłoczno, imprezowo). To był jeden z przystanków naszych wakacji, więc mieliśmy auto załadowane rzeczami na 3 tygodnie i nie chcieliśmy tego wszystkiego zostawiać na polu namiotowym. Poza tym chcieliśmy móc wygodnie się wyspać i wykąpać, po prostu odpocząć przed kolejnym intensywnym dniem na torze. Jeśli jednak jechalibyśmy typowo na wyścig w grupie znajomych, to rozważyliśmy poważnie pole namiotowe.

Jest też podobno opcja spania „na dziko” w samochodzie na tych bezpłatnych parkingach, ale nie sprawdzaliśmy, więc nie będziemy tu udawać wszystkowiedzących.

Inne ważne lub mniej ważne sprawy:

  • Internet działał, dało się odpalić Google czy dodać relację na Insta.
  • Z biletem można było wejść i wyjść, były skanowane jeśli się wychodziło przed zakończeniem imprezy.

Tor jest dosłownie pośrodku niczego, także nastawcie się na widoki pięknych gór i tyle. I na długie dojazdy jeśli nie śpicie na polu campingowym.

Czy warto jechać na GP Austrii?

Naszym zdaniem warto! Jeśli jest się fanem F1 to ten konkretny tor, szczególnie na pierwszy wyjazd, był bardzo przyjazny. Doskonale oznakowany, wszystko zorganizowane świetnie, atrakcji i akcji na torze multum.

Mimo że sam wyścig odtworzyliśmy sobie potem w TV, to atmosfera i wydarzenia na torze to coś niesamowitego. Tego nie dostaniecie w telewizji, to warto przeżyć. Trzeba się jednak również nastawić na ogromne tłumy ludzi, nieprzewidywalną pogodę przed którą nie ma się gdzie schować, wysokie ceny i dojazdy, jeśli śpicie dalej. Ale mimo wszystko warto!

Jeśli interesuje Was jak wygląda Red Bull Ring poza weekendem wyścigowym, co można tam robić, co zobaczyć i chcecie poczytać sporo ciekawostek o tym torze, to zapraszamy do poczytania pierwszego materiału z tego toru. TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.