Ile razy załamaliście ręce w rozmowach, tudzież próbach rozmowy, ze swoimi pociechami? Dobra, to było podchwytliwe. Możecie przestać liczyć, bo na pewno Wam brakło palców. U stóp też.
A może rozwiązaniem byłoby spytać o radę… negocjatora policyjnego? Ale nie tam jakiegoś pierwszego lepszego, a takiego, co ma za sobą trudne rozmowy z Talibami, albo takiego, co szkolił negocjatorów uwalniających zakładników dla Scotland Yardu. W końcu wszyscy czasem jesteśmy zakładnikami swoich dzieci. Kilka lat temu, gdy Młody dopiero od kilku miesięcy był z nami, trafiłem na ciekawy artykuł z poradami od Richarda Mullendera. Wiadomo, należy mieć do tego dystans, ale…
“Nie idę. Bo nie”
Przyznaj się, Twoje dziecko zawsze chce iść tam gdzie Ty? Nigdy nie mówi „nie”? To możesz nie czytać dalej. Jednak, jeżeli dość często w ciągu dnia stwierdza, że osiągnęło już swój próg wysiłku fizycznego, rozkłada się na ziemi lub na podłodze w stylu Leo DiCaprio… O tak:
By po chwili domagać się wzięcia na rączki i maszerowania przez najbliższe metry na rękach. Najlepiej, gdy masz zakupy w bagażniku i musisz je natychmiast zanieść do domu, bo inaczej masło stanie się zupą maślaną, a jajka ugotują się na twardo. Bez użycia wody. Co robić?
Przyznam, że sposób Mullendera całkowicie pokrywa się z moimi wizjami. Bo przecież można powiedzieć: „Skarbie, jak dotrzesz do domu (do samochodu, gdziekolwiek), dostaniesz batonika”. Tyle, że… nagroda to forma szantażu.
Nagradzaj dobre zachowania, nie nagradzaj złych.
Trzeba cierpliwości, trzeba tłumaczyć. W końcu przyniesie to skutek. Kiedyś.
“Nie zjem warzyw. Bo nie”
OK, u nas w sumie nie ma problemu z jedzeniem. Na początku, gdy poszerzaliśmy dietę, trochę było oburzenia na nowe smaki. Do końca życia będę pamiętał buraczki spływające po całych ustach i brodzie. I szyi. I ubraniu. To było świetne widowisko dla kogoś kto nie lubi wszelakich wytworów buraczanych, prócz barszczu z kiszonych buraków. Aż mi się cofało.
Ale zmuszanie to droga donikąd. Może dlatego teraz Młody je wszystko? Nie grymasi. Zawsze coś się dla niego znajdzie, a naturalnym wyborem są owoce, warzywa i zupy. A, i mięso. Dużo mięsa, np. z kaczki (bez politycznych podtekstów!).
Do rzeczy. Niech jedzenie będzie atrakcyjne.
Nie zgrywaj generała, ale powiedz mu, dlaczego jest to dobre dla niego i tylko dla niego.
No właśnie, bo w oczach dziecka nie ma czegoś takiego jak „my”. To pojawia się z czasem. Jeżeli chcemy sprzedać trochę zdrowia, to trzeba zrobić to atrakcyjnie. „Buraki są zdrowe. Będziesz miał siłę, by bawić się przez następne sryliard godzin”, kończąc to zdanie z apetytem sam zjadam znienawidzone przeze mnie buraczki 😉
“Na nocnik, won!”
Zacznę od pytania, czy lubisz jak ktoś nakazuje Ci lecieć do toalety? W ogóle, czy lubisz jak ktoś Ci rozkazuje? Nie? A myślisz, że Twój dwulatek skuma dlaczego na niego się drzesz i mu wydajesz rozkaz, by leciał na nocnik zrobić dwójeczkę, a nie skorzystał z nowego, puszystego dywanu?
O logice powinniśmy zapomnieć, odrzucić ją. Jak w rozmowie z przełożonym, który stawia przed Tobą nierealne wymagania. Lepiej pochwalić dziecko, gdy zdecyduje się skorzystać z nocnika. Oczywiście, musi wiedzieć, że taki przybytek jest w domu, ale na wszystko przyjdzie czas. U nas Młody sam z siebie zaczął korzystać, później zaprzestał, a ostatnio znów sobie przypomniał.
Gdy się zdecyduje, pochwal swoją pociechę. Pamiętasz jak po niewykonalnym zadaniu szef powiedział „dobra robota”? Nie? Ale chciałaś/-eś to usłyszeć? No właśnie…
Dzieci uwielbiają uznanie.
Jak my wszyscy, ot co.
“Chcę to!!!!”
Sklep. Piękne autko na półce. Młody je widzi. Ty też. Już wiesz, że tego nie unikniesz. Bo to jego! Choć nie zamierza płacić. Rączka zaciska się na kartoniku, Tobie zaciska się gardło. W końcu ileż można mieć nowych zabawek? Mówisz „Nie!”. Zaczyna się jazda.
O ile to tylko wkurzenie, krzyk i łzy, pół biedy. Dziecko zaczyna Cię okładać? Jest słabo, ale przecież może być gorzej. Bo w tym momencie pada na podłogę i zaczyna bić rękoma oraz głową o twardą posadzkę. Oczami wyobraźni widzisz tłumaczenie w szpitalu, że ono samo, że nie dało się tego powstrzymać…
Jest kilka dróg. Po pierwsze, spokojne tłumaczenie, mimo wszystkich tych złych okoliczności, okraszone prośbą „przestań krzyczeć, nie rozumiem o co chodzi. Porozmawiamy jak się uspokoisz”, może przynieść sukces. U nas się sprawdza, lecz nie zawsze. Możesz też próbować dotrzeć do dziecka poprzez uwarunkowanie, ale na pewno nie obietnicę. Czyli „Nie kupimy tego dzisiaj, ale rozważę to jak się uspokoisz, pomożesz mi w robieniu obiadu”. Innymi słowy, nadal na spokojnie. Ale jak to nie pomoże to… wypada się po prostu rzucić na ziemię i też naśladować furię Twojego dziecka. To powinno załatwić sprawę.
Chyba, że patrzysz na reakcję innych… No ale to Twoje dziecko, Ty je wychowujesz, a nie pani pędząca do warzywniaka, sąsiad wiedzący wszystko o wszystkim, czy koleżanka powtarzająca „bo dziecko znajomych…”. Pamiętaj o tym. I zachowaj spokój. Dużo spokoju.
Wszystko to mnie jeszcze czeka 😉 Dzięki za polecenie Richarda Mullendera!
Nie ma sprawy 🙂
Rozmowy z każdym mogą być bardzo trudne
hhaa macierzyństwo dopiero przede mną, ale już u naszego chrześniaka zaaobserowaliśmy takie zachowania!
Prawda? Każde dziecko w pewnym momencie ma podobne zachowania
Świetny tytuł, zgadzam się w 100%/ U mnie ostatnio bunt w każdej sytuacji: przy ubieraniu, jedzeniu, wyciąganiu z kapieli….
Trzeba przetrwać. Trzymamy kciuki.
Tylko spokój nas uratuje. Nie róbmy dziecku tego, czego sami byśmy nie chcieli, a dzięki temu popełnimy trochę mniej błędów 😉
Święta prawda 🙂
Ha ha znam to z własnego doświadczenia 🙂
Dziecko to wieczne wyzwanie, w pewnych momencie jego życia kończy się opiekowanie a zaczyna wychowywanie 🙂
Myślę, że czasami nawet negocjator by wymiękł w konfrontacji ze zbuntowanym kilkulatkiem 😉 Trudno zachować stoicki spokój w takich sytuacjach.
Mnie czasem brak cierpliwości, muszę się w niej ćwiczyć cały czas 🙂
Już mnie przeraża to całe rodzicielstwo ;p Ale dobrze czytać czyjeś rady, spostrzeżenia – wyciągnę z tego wnioski 🙂
Nie ma co się bać. Jeśli dziecko jest jednym z Twoich marzeń to uwierz, daje więcej radości i bezgranicznej miłości niż wszystkie kwestie wychowawcze razem wzięte problemów.
Spokój, tylko spokój może nas uratować 😀 Mam dwulatka i czasami naprawdę nie nadążam. Najpierw chce jeść, potem nie chce, chce pić, ale nie chce, nie chce wyjść, ale nie chce też, by ktoś wyszedł bez niego… Samo życie 😀
O rany, jak ja to dobrze znam 😀
Spokój przy wychowywaniu jest bardzo wskazany 🙂 I dużo dystansu do siebie 🙂 U nas sprawdza się rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. A jak idziemy do sklepu, to z góry mówię, że dziś nic nie kupujemy, tylko to co na kartce. I nawet jeśli zapatrzy się na jakąś zabawkę, wystarczy delikatne przypomnienie, że zabawki nie kupujemy i obywa się bez histerii
A ile lat ma dziecko? Bo przy naszym dwulatku to jeszcze nie działa aż tak dobrze niestety 🙁
Staram się podążać za potrzebami dziecka.
Trzeba mieć stalowe nerwy 🙂
Ha ha ha, boję sie że i negocjator by nie pomógł. Najlepsze (oby) rozwiązania zawsze znajdą rodzice…
Właśnie dlatego podziwiam wszystkich ludzi, którzy zdecydowali się posiadać potomstwo 🙂
Jednocześnie jest to ogromne wyzwanie, ale z drugiej strony tyle szczęścia i bezgranicznej miłości, że dopiero jak ma się dziecko można to zrozumieć. Dziecko zmienia w życiu wszystko, na lepsze. Ale łatwo nie jest.
Chyba nic tak jak rodzicielstwo nie uczy cierpliwości;)
U nas jak dzieci były młodsze, słowo “bo nie” czy “nie chce” nie istniało. Za to teraz kiedy w domu mamy 9 latke słyszę je zdecydowanie za często :/
To może u nas będzie odwrotnie, jest nadzieja 🙂 🙂 🙂
nadzieja jest zawsze 😀 ja mam nadzieję że u nas ten etap minie
Czasami mam wrażenie, że negocjator już nie ma co robić. Tu pomoże tylko granat 😉
Ależ mi teraz narobiłaś ochoty na granat… Gdzie ja go dostanę 1 stycznia? :O
Bardzo podoba mi się Twoj tekst. Sama jestem zwolenniczką spokojnego tlumaczenia dziecku jakie będzie mial korzyści z tego, że cos zje albo jakie będą konsekwencje tego, co robi (szczególnie jeśli robi coś, czego nie powinien). Najczęściej działa, bo dzieci są po prostu całkiem mądre 🙂
Są mądre 🙂 to nam dorosłym często brakuje cierpliwości i trzeba bardzo uważać na każde swoje zachowanie
Czasami boli mnie twarz od przypominania, rady są extra tylko często nawykowo gadam jak automat
Nikt nie jest idealny, my też często się mylimy i błądzimy, wychowania uczymy się razem z Młodym
Dopóki nie zostałam mamą nie miałam zielonego pojęcia ile trzeba cierpliwości, aby wychować dziecko. Worek to za mało.
Sama prawda. Ale ta cierpliwość jest niezwykle satysfakcjonująca.
chichi coś w tym jest 😀 osobiście jestem zdania, że negocjacje polityków na szczeblu miedzynarodowym, są niczym wobec negocjacji z dziećmi 😀
Prawda? Każdy rodzic byłby lepszym negocjatorem politycznym niż… OK, może nie wchodźmy w politykę 😉
Myślę, że osobiście bym zwariowała. Bo wiesz… ja staram się takie toksyczne zachowania i osoby usuwać ze swojego otoczenia 😀 tak mówią poradniki 😀
Po co wariować jak można czasami porobić z siebie wariata i mieć w poważaniu opinię innych? Taka historia, mróz trzaska, z Młodym gram w piłkę, on chce wody. Pani podchodzi i mówi “mam nadzieję, że ugrzana”. “Nie, zimna”. Pani poszła z zirytowanym wyrazem twarzy.
Super wpis 🙂 Co do jedzenia, właśnie mój znajomy miał sposób na swoje dzieci już w wieku szkolnym, które nie chciały jeść wątróbki, mówił że po wątróbce będą mieć same piątki. Co się okazało? Wątróbka stała się ulubionym później daniem 😀
Dzięki 🙂 Bo to chyba wszystko jest trochę na zasadzie “słabość obróć w siłę” 😉
Dobry post, śmieszne obrazki! Podoba mi się 🙂
Dokładnie tak. A im dziecko starsze tym negocjacje bardziej zawiłe…
Wierzę 😉
A cała armia negocjatorów przydaje się do rozmów z nastolatkami 😉
O matko, małe dziecko mały kłopot tak… 😉
Genialny wpis… i te filmiki. Dzieciaki są słodkie i wymagają cierpliwości. Ja po 20 latach macierzyństwa czasem tęsknię za tym
Ja jestem pewna że my szybko zatęsknimy 🙂 każdy etap rozwoju ma swoje prawa, aż w końcu pójdzie z domu na swoje 🙂
Filimiki są genialne 🙂
Ja zawsze mówię, że dziecko z “charakterkiem” będzie miało łatwiej w przyszłości 🙂
Na pewno lepiej niż mniej przebojowe 😉
Dziecko to najlepszy nauczyciel cierpliwości 🙂
Oj tak… Nic dodać nic ująć
U mnie jedzenie i z jednym synem nocnik to ciągła walka.
Walka jest i u nas, ważne jest sposób 🙂