Najpiękniejsze przełęcze Alp szwajcarskich. Furka i spółka

Alpejskie przełęcze Furka, Susten, Grimsel i Gotthard to niekończące się zachwyty i możliwość zrobienia zgrabnego kółeczka (prawie jak Sella Ronda samochodem we Włoszech). Przejechanie agrafkami Furki i zobaczenie słynnego hotelu Belvédère było naszym marzeniem od dawna. A ponieważ marzenia są po to żeby je spełniać, zrobiliśmy drugie podejście do tej okolicy podczas wakacji 2024. Dlaczego drugie? Bo pierwsze było nieudane, pierwotny plan zakładał początek maja 2023 podczas włoskich wojaży, ale śnieg jeszcze zalegał i przełęcze były zamknięte. Na Furkę nie pojechaliśmy, zostaliśmy nad Como i cieszyliśmy się odpoczynkiem nad jeziorem.

I tu pierwsza ważna informacja: wysokoalpejskie drogi są zazwyczaj zamknięte zimą. Tak się dzieje między innymi z tymi najbardziej znanymi: Grossglockner Hochalpenstrasse, Stelvio i Furką. Dopiero wiosną, jak ustają opady śniegu, rozpoczyna się mozolne odśnieżanie trwające nawet kilka tygodni. Nie ma stałej daty otwarcia tych dróg, ponieważ wszystko zależy od pogody. W 2023 była nadzieja na otwarcie w pierwszej połowie maja, bo śniegu było dość mało, za to w 2024 otworzyli dopiero pod koniec czerwca, tyle go napadło i tak długo się utrzymywał.

Naszą bazą w Szwajcarii było małe miasteczko Airolo. Doskonale zlokalizowane, przy autostradzie, a jednocześnie z bezpośrednim wyjazdem prosto na przełęcz św. Gotarda. Wiedzieliśmy, że poznanie tej okolicy zajmie cały (dość męczący) dzień, więc konieczne były dwa noclegi: przed i po dniu na przełęczach. Polecamy to miasteczko, ma wszystko co trzeba. Sklep, stację benzynową, restaurację (a nawet kilka). Choć z tą restauracją to akurat byśmy się zastanowili, jedzenie było mocno średnie, było go mało i było absurdalnie drogo. Lepiej przygotować sobie coś samodzielnie albo zjeść kanapkę. Ale cóż, Szwajcaria tania nie jest. 

Przełęcz Św. Gotarda (St. Gotthard Pass) brukiem zdobiona

Jedni chcą przejechać szybko, wtedy wybierają tunel pod górą. Drudzy jadą specjalnie po to, żeby podziwiać widoki i kręte drogi. Ci jadą na Tremola St. Gottrado albo ewentualnie na nową drogę na przełęczy. My wybieramy Tremolę, a przynajmniej taki był plan, ale niestety źle skręciliśmy w 1/3 trasy. Bywa 🙂 Mapy Google przy wjeździe od dołu (od Airolo) po wpisaniu Tremola kierowały nas na górny jej fragment, a my przegapiliśmy skręt od dołu na Tremolę. Nic straconego, podjechaliśmy na górę nową drogą przez przełęcz, a potem już Tremolą zjechaliśmy na dół i wróciliśmy na górę. Mamy zatem porównanie tych dwóch dróg. Wniosek jest taki, że warto przejechać obie, ponieważ widoki z nich są inne i widać je nawzajem. 

Tremola to jedna z najbardziej legendarnych szwajcarskich dróg. Brukowana, stara, ale dobrze utrzymana i bardzo równa. Przy tym ciasna i kręta. Dłuższe auto może mieć problem ze zmieszczeniem się w zakrętach, nie zobaczymy tam raczej camperów, a z przyczepą nie polecamy, bo jest szansa, że utkniecie. Za to lubią tam być motocykliści i rowerzyści. I tacy samochodowi wariaci jak my. Jest pięknie. A to dopiero początek dzisiejszego dnia.

Nowa droga na St. Gotthard Pass to dzieło inżynierii. Mosty, tunele, osłony przeciwlawinowe. To wszystko można bardzo dobrze zobaczyć jadąc właśnie Tremolą. Robi wrażenie. Wjeżdżamy na nią na szczycie Tremoli, i jedziemy dalej. 

Przełęcz Furka, czyli spełniamy marzenie (czy było warto?)

Legendarny kadr z hotelem Belvédère na jednym z zakrętów chodził nam po głowie już bardzo długo. Chcieliśmy pojechać i zobaczyć to na własne oczy, a że marzenia trzeba spełniać to po prostu to zrobiliśmy.

Czy warto było? W sumie to zależy. Oprócz tego jednego miejsca cała przełęcz nie jest bardziej wyjątkowa niż wszystkie pozostałe. Tak zupełnie szczerze, to przełęczy w Alpach widzieliśmy już dziesiątki, i tak jak kochamy te niesamowite widoki (serio! mimo tygodnia nad basenem w Toskanii dopiero jak wjechaliśmy w Alpy poczułam, że odpoczywam!) tak wszędzie są jednak dość podobne.

Furka nie jest tu wyjątkiem, a jej legenda jest zbudowana na zakręcie z hotelem. Natomiast absolutnie nie żałujemy, że tam pojechaliśmy. Klasyczny kadr został zrobiony, ale spędziliśmy tam o nieco więcej czasu.

Na Furkapass nie ma wielu atrakcji, oprócz samej drogi i widoków (tutaj zdecydowanym wyjątkiem wśród przełęczy jest Grossglockner Hochalpenstrasse), ale jest jedno miejsce, gdzie można spędzić trochę czasu. W budynku sklepiku na parkingu przy hotelu Belvédère jest kasa i wejście do groty wewnątrz lodowca Rodanu. I teraz tak, jeśli wyobrażacie sobie, że po przekroczeniu bramek wejdziecie do bajkowej krainy lodu to grubo się zawiedziecie. Najpierw trzeba dreptać dobre kilkanaście minut (na rozwidleniu w prawo jakby co), a potem wejść pod płachtę z materiału.

Nie ma bajkowego klimatu, ani nic takiego. Jest po prostu wydrążany tunel w lodowcu, który pozwala zobaczyć jak to wygląda „od środka”. Jest to dość ciekawe doświadczenie, wejście płatne 9 CHF. Na rozdrożu można też zejść na dół do tafli jeziora i podziwiać z tarasu widokowego lodowiec i spływające z niego wody. 

Kiedyś ten lodowiec był widoczny z okien hotelu (Belvédère, tego na zakręcie). W latach swojej świetności, kiedy dotarcie na przełęcz było trudne i trwało nawet kilka dni, hotel był miejscem luksusowego długiego wypoczynku. Po popularyzacji samochodów dojazd trwał kilka godzin, ludzie pili kawkę i jechali dalej zamiast spędzać tam dwa tygodnie wakacji. Dodatkowo lodowiec się topił i w pewnym momencie przestał być widoczny z okien hotelu. W konsekwencji od 2015 roku hotel stoi zamknięty na głucho.

Przełęcz Grimsel i ukryty skarb

Po zjechaniu z Furkapass nie zwalniamy tempa. Praktycznie od razu wjeżdżamy na przełęcz Grimsel. Warto odwrócić głowę, bo pięknie widać z jej dolnej części panoramę na Furkę, łącznie z hotelem Belvédère na zakręcie. Ale kluczowym miejscem jest zapora wodna i położony obok hotel Grimsel Hospiz. 

Hotel jest położony na przełęczy, jednak aby podjechać na parking trzeba zjechać z głównej drogi i przejechać przez kamienny most. Bez obaw jedźcie do końca, ponieważ tam znajduje się duży parking. Bryła hotelu jest najładniejsza od ukrytej, wewnętrznej strony. To właśnie tam można zrobić najbardziej charakterystyczne zdjęcie. Warto popatrzeć na zaporę czy wdrapać się na wzniesienie, skąd jest piękny widok na okolicę. W hotelu działa też mały bar i restauracja, jest zatem opcja na kawkę. 

Grimselpass to najbardziej „przemysłowa” z okolicznych przełęczy. Są tam tamy, sztuczne jeziora,  elektrownie. Można też przejechać się najbardziej stromą kolejką linową w Europie. Wyciągi gondolowe też się znajdą, zatem poza samą drogą atrakcji jest sporo.

Przełęcz Susten i ukryte piękno

Nie słyszeliśmy o niej wcześniej zbyt wiele, a szkoda. Naszym zdaniem widokowo jest najpiękniejsza z tych czterech, o których tutaj piszemy. Ogrom przyrody, rozległe krajobrazy i piękne góry zrobiły na nas wielkie wrażenie.

Nie ma tam charakterystycznych zakrętów, czy hoteli, ale na szczycie jest przyjemne jeziorko, gdzie można się zatrzymać i pospacerować.

Na Sustenpass jedzie się dla radości z jazdy po szybkich zakrętach i dla najpiękniejszych panoram. Tak po prostu.

Wąwóz Schöllenen i Diabelski Most

Wróćmy na chwilę do początku i odpowiedzmy sobie na jedno pytanie: czemu znana od wieków przełęcz św. Gottarda w bardzo dawnych czasach nie była zbyt popularna? Z przyczyn prozaicznych, płynęła przez nią rzeka, którą ciężko było przekroczyć. Aż do czasu, kiedy powstał Diabelski Most.

To bardzo ciekawa historia, można się z nią dokładnie zapoznać oglądając bezpłatną ekspozycję w tym miejscu. W skrócie ludność Uri potrzebowała pomocy przy budowie mostu i poprosiła Diabła. Diabeł chciał za to ofiary, ale oni okazali się sprytniejsi. Diabeł się wkurzył i chciał zniszczyć most rzucając w niego kamień, ale nie dał rady, bo wcześniej został na nim nakreślony znak krzyża. Finalnie most został, a Diabeł ofiary nie dostał. Dłużą wersję po angielsku można przeczytać zwiedzając most.

Wygląda to pięknie, efektownie. Do tego jest tam restauracja, która działa okazjonalnie i odbywają się w niej różne wydarzenia. Za mostem koniecznie wejdźcie w otwarte drzwi, które prowadzą przez dziwny tunel donikąd. Spokojnie, czarna dziura Was nie wciągnie, wyjdziecie kilkaset metrów dalej i zgrabną pętelką wrócicie na parking podziwiając most i wąwóz z innej perspektywy. 

Przełęcze alpejskie powstawały wiele lat (a czasem wieków) temu. Z założenia nie miały służyć uciesze gawiedzi i podziwianiu pięknych widoków, a raczej transportowi towarów. Znacząco skracały drogę, która bez nich musiałaby często mieć setki kilometrów więcej, żeby ominąć góry. Bywało też, że miały znaczenie wojskowe i powstawały po to, żeby armie mogły szybciej się przemieszczać. W obecnych czasach ich pierwotne przeznaczenie zanika i służą głównie podziwianiu przyrody, ponieważ dzięki nim można łatwo i komfortowo dotrzeć w wysokie partie Alp. I jest pięknie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.