Od kiedy pamietam lubiliśmy podróżować. Najpierw we dwoje. Miejsca były różne, w Polsce i za granicą. Budżet też był rożny w zależności od etapu w życiu. Były przysłowiowe pokoje „u Pani Bożenki”, były hotele, na koniec szczególnie w Polsce postawiliśmy na niezależne mieszkania-apartamenty. Ta ostatnia opcja najbardziej nam odpowiada głównie ze względu na to, że jesteśmy z tych gotujących, a ciągłe jedzenie na mieście przyprawiało nas o ból brzucha. Własna kuchnia to jednak ułatwienie.
Tak też zaczęliśmy jeździć z dzieckiem. Przy młodym to rozwiązanie wydawało się idealne. Zawsze można zagotować wodę na mleko, zrobić jakiś obiadek czy kolację. Dopóki Młody był bardzo młody, czyli tak na prawdę do zeszłego roku, było super. Nie potrzebował specjalnych atrakcji. Autka jeździły po podłodze, muzyka i tany tany z rodzicami. Był luz.
Przełom dla mnie nastąpił w te wakacje. Bardzo długo wyczekiwane, bo dopiero we wrześniu. Ja zmęczona jak nie wiem co. Piotrek pracę zabiera wszędzie, najbardziej intensywnym dniem pracy jest dla niego sobota. I tu mamy pewną historię. Pierwszy weekend wakacji, piękny apartament w Zieleńcu, obłędny widok na góry. Niestety daleko od cywilizacji, bez chodnika, nie ma jak pójść na spacer z wózkiem. Można tylko kręcić się w okolicy.
Niestety sobota była deszczowa. Młody od samego rana był strasznie rozmarudzony, a ja na prawdę nie miałam już pomysłu, co z nim zrobić. Nawet bajek i samochodów na YouTube nie chciał już oglądać. Dopadł mnie straszny kryzys wyjazdowy, bo wiedziałam że akurat tego dnia Piotrek mi nie pomoże, żadna wycieczka nie wchodzi w grę. Mało tego, do pracy potrzebna mu była wieczorem chociaż względna cisza.
Tego dnia zaczęłam myśleć, że popełniamy błąd. Patrzymy nadal na to co nam odpowiada, a trzeba by zacząć brać pod uwagę zdanie nowego członka stada. W końcu jest pełnoprawnym uczestnikiem tej wycieczki. Ponieważ przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, zaczęliśmy na następny przystanek szukać hotelu ze strefą basenową i udogodnieniami dla dzieci. Myślałam, że tak będzie optymalnie w kontekście zabawiania Młodego. Będzie miał zajęcie nawet w niepogodę, zmęczy się itd. Ostatecznie jednak wybraliśmy apartament w Wiśle. I było super. Byliśmy tam w trakcie tygodnia, więc Piotrek miał więcej czasu, było więc dużo wycieczek i innych atrakcji wspólnych.
Na następny przystanek z sobotą w tle zapowiedziałam, że miejsce ma nie być na końcu świata. I tak oto apartament w Międzyzdrojach stał się faktem. To akurat miasto to trochę nie nasz klimat, nie nasza bajka. Ale… Atrakcje dzieciowe na wyciągnięcie ręki. Ciuchcia, plaża, chodnik 😉 (!!!) na spacer z wózkiem. Dało radę dużo lepiej niż tydzień wcześniej. A komfort pobytu w apartamencie pozostał.
Wniosek z tego taki, że da się. Ale trzeba to trochę lepiej zaplanować. Miejsca w głuszy raczej lepsze są dla par lub chociaż wtedy kiedy oboje rodzice mogą poświecić 100% czasu dziecku. Apartament z dzieckiem lepiej wybrać gdzieś, gdzie w zasięgu spaceru jest co robić.
Natomiast pomysł hotelu przyjaznego dzieciom nadal jest ze mną. I pewnie niedługo się w takie miejsce wybierzemy żeby zobaczyć, co i jak. Może to być strzał w 10. Tak głosi plotka na mieście. Podobno można „sprzedać” animatorkom dziecko na kilka godzinek i wypić spokojną kawę. Propozycja warta rozważenia 🙂
My od zawsze podróżowaliśmy z dzieckiem i do dzisiaj to robimy 🙂 Trzeba się lepiej przygotować do takiego zwiedzania, ale da się i naprawdę warto! Pozdrawiamy 🙂
Pewnie, że się da 🙂 My jak na razie nie jeździliśmy do typowo dzieciowych miejsc, więc też wiemy, że się da.
My jezdzimy razczej w miejsca przyjazne dzieciom – a okazuje się, że nawet hotel biznesowy potrafi taki być (znalezlismy jeden w Piasecznie pod Warszawą 😉 ) Ale z animatorkami nasz Junior raczej sam nie zostaje – tylko wspólnie bierzemy udział w “dzieciowych” atrakcjach 🙂
Nasz na razie jeszcze też nie zostawał. Natomiast w każdym miejscu jakoś potrafimy się odnaleźć 🙂
Wszystko można co nie można, byle z wolna i ostrożna- mawiała Prababcia (po rosyjsku, dodam!). Ja zabieram Syna do miejsc “niedzieciowych”, a w głuszy leśnej oboje czujemy się wybornie!
Ja szukam z góry miejsc, w których dzieci będą miały co robić. Dlatego każdy wyjazd z góry planuję
Podczas wyjazdów dziecko uczy się też obycia: nowe miejsce, nieznajome osoby, przedmioty, którymi można się bawić i takie, których nie należy ruszać. Warto tak podróżować, lecz warto też pomyśleć o atrakcjach na wypadek nudy i znużenia.
Uważam że podróżować z Dzieckiem można i nawet trzeba. Wystarczy tylko dobrze wyjazd zorganizować.
Zdecydowanie z naciskiem na trzeba. To rozwija dziecko pod każdym względem, od łatwości w dostosowaniu się do nowych warunków, po poznawanie nowych smaków itp.
ja na ten temat za duzo się nie wypowiem, bo mało podróżujemy, ale jak już się gdzieś wybieramy z dziećmi to lubimy wybierać takie miejsca, gdzie dzieci ten znajdą coś dla siebie.
Ważne, aby też znaleźć coś dla siebie 🙂 Nie można o tym zapominać.
My zawsze jak jedziemy to szukamy cos cenowo i dla dzieci.Polecam nad morzem Chłapowo i zajazd blisko morza Rudnik -tam codziennie atrakcje dla dzieci i nie tylko…bylo wspaniale,przeciez nam też należy sie odpoczynek
W Chłapowie byliśmy nim się jeszcze Młody urodził. Pamiętam z… mojej podróży piechotą, w upale, drogą “za” Władysławowem po rybkę wędzoną. Tzn. bardziej pamiętają o tym moje nogi. Roxi musiała mnie ratować sandałkami (a nie znoszę takiego obuwia), bo tak starłem stopy. Ale ryba była pyszna 😉