Wyjazd do Świętego Mikołaja do Rovaniemi – jak to zorganizować?

Spotkanie z „tym prawdziwym” Mikołajem jest marzeniem każdego dziecka. A na pewno było wielkim marzeniem naszego, o którym często powtarzał przez cały rok od momentu, kiedy dowiedział się o możliwości takiego wyjazdu. Ponieważ marzenia trzeba spełniać, postanowiliśmy w tym roku zawitać do Laponii, do miasteczka Rovaniemi. Ten materiał będzie przede wszystkim swego rodzaju pamiętnikiem dla nas, ale ponieważ byliśmy na miejscu, wiele rzeczy możemy Wam tutaj opowiedzieć i podpowiedzieć „z pierwszej ręki”. Dzięki temu lepiej zaplanujecie i przygotujecie się do swojego wyjazdu. My na pewno te rzeczy chcielibyśmy wiedzieć wcześniej.

W tym artykule napiszemy Wam o kilku kluczowych kwestiach dotyczących wizyty u Świętego Mikołaja w Rovaniemi w Finlandii, takich jak wybór rodzaju wyjazdu (z biurem podróży czy na własną rękę), dostępnych atrakcjach na miejscu, cenach w Wiosce Świętego Mikołaja czy poradach praktycznych, o których nikt nie pisze.

Jaki rodzaj wyjazdu wybrać?

To pierwsze kluczowe pytanie, które należy sobie zadać. My również stanęliśmy przed takim wyborem. Nie był łatwy, rozważaliśmy na każdy możliwy sposób wady i zalety obu opcji. Żadna z nich nie była idealna, ale coś wybrać trzeba było. Zatem przyjrzyjmy się plusom i minusom każdej z nich:

Wyjazd „na własną rękę”

Plusy:

  • samodzielnie decydujesz co i kiedy chcesz robić;
  • dobierasz tylko takie atrakcje, które Cię interesują;
  • możesz zdecydować jak długo chcesz przebywać w Wiosce;
  • możesz nocować na miejscu i spokojnie wszystko zwiedzić;
  • łatwiej możesz regulować budżet wyjazdu;
  • możesz jechać w dowolnym terminie w roku.

Minusy:

  • nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego z Polski;
  • dojazd jest albo z międzylądowaniem w Helsinkach albo z przesiadką na pociąg;
  • są ogromne kolejki do atrakcji na miejscu, szczególnie w grudniu;
  • o wszystko trzeba się martwić samemu na miejscu.

Wyjazd z biurem podróży

Plusy:

  • płacisz, przyjeżdżasz na lotnisko i resztę masz podaną „na tacy”;
  • wszystko jest w ramach wycieczki „jednodniowej” (choć to bardzo długi dzień);
  • wchodzisz na atrakcje innymi wejściami (do Mikołaja też) na konkretne umówione godziny;
  • masz zapewniony ciepły posiłek w trakcie dnia w cenie wyjazdu.

Minusy:

  • bardzo duży koszt wyjazdu;
  • brak elastyczności wyboru atrakcji na miejscu;
  • dość napięty program (szczególnie jak są jakieś opóźnienia np. na lotnisku);
  • wyjazd jest organizowany tylko w okresie zimowym (grudzień-luty).

Rozważając wszystko zdecydowaliśmy się na wyjazd z biurem podróży (#za swoje). Dla nas kluczowe były następujące kwestie akurat w przypadku tego konkretnego wyjazdu:

  • czas (zależało nam, żeby to nie był długi trip, nie mieliśmy na to czasu, dlatego opcja jednodniowa była idealnym rozwiązaniem);
  • podanie wyjazdu „na tacy” (ponownie, nie mieliśmy czasu na dokładne planowanie, potrzebowaliśmy tego all inclusive, żeby ktoś za nas wszystko ogarnął i tylko powiedział gdzie i kiedy mamy iść).

Niestety, ponieważ taki wyjazd okazał się koszmarnie wręcz drogi, zdecydowaliśmy, że skoro to marzenie naszego syna to oczywiście leci Młody, ale z nim jako opiekun poleci tylko jedno z nas. Wygrały względy finansowe, bo za taką kwotę moglibyśmy mieć we trójkę porządne tygodniowe wakacje.

Ile kosztuje wyjazd do Wioski Świętego Mikołaja?

Ceny wyjazdu na własną rękę zależą od kilku czynników: kosztów lotów, noclegów, posiłków i wybranych atrakcji na miejscu. Po podliczeniu będą bardzo podobne do wyjazdu z biurem podróży (Finlandia, a Rovaniemi to już w ogóle, są po prostu bardzo drogie) z tą różnicą, że będziecie na miejscu kilka dni. Co wcale nie musi oznaczać, że zobaczycie więcej. Na pewno za to więcej czasu spędzicie w kolejkach do atrakcji.

Koszt wyjazdu z biurem podróży wahał się od 1400 zł do 4200 zł w 2024 roku. Codzienne sprawdzanie ceny stało się moim „ulubionym” zajęciem przez kilka jesiennych tygodni. Ceny zmieniały się z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Inni uczestnicy mówili nam, że kupowali wyjazd w wakacje i wtedy tez były niskie ceny (poniżej 2000 zł za osobę). Najdrożej było w połowie listopada, w grudniu ceny spadły. Pewnie dlatego, że nie było całkowicie wykupionych terminów i biuro chciało zapełnić samolot.

Był też jeden odwołany termin i osoby, które go wykupiły przeniesiono na inne (oczywiście za ich zgodą i ustalonym nowym terminem). Do tej ceny należy doliczyć obowiązkową opłatę w wysokości 295 euro za dorosłego i 275 euro za dziecko. To koszt uczestnictwa w atrakcjach i posiłkach na miejscu. Opłata podstawowa to lot i opieka pilota. Oprócz tego warto mieć coś ekstra na pamiątki czy zdjęcie z Mikołajem (które nie jest wliczone w cenę wyjazdu i kupuje się je na miejscu). Także sami widzicie, że tanio już było 😉 . 

Przygotowania do wyjazdu

Po zakupieniu wycieczki należy przygotować się w kilku ważnych kwestiach. Można zabrać ze sobą bagaż rejestrowany (do 20 kg w cenie) albo spakować się w podręczny do 5 kg. My wybraliśmy tylko bagaż podręczny, ponieważ nie wyobrażałam sobie jeszcze całego ambarasu z nadawaniem i odbieraniem walizki. Wzięliśmy też tylko jeden plecak, żeby Młody nie musiał nic nosić i miał swobodę zabawy na miejscu. Jako drugi bagaż podręczny mieliśmy po prostu worek z ciepłymi ubraniami i kilkoma rzeczami na zmianę w razie co. I to był strzał w dziesiątkę!

Co spakowaliśmy w bagaż podręczny?

  • dokumenty, pieniądze i telefon wylądowały w saszetce zapinanej w pasie, która była super wygodna i zapewniała dostęp do tego bez zdejmowania plecaka;
  • krem na mróz (wzięliśmy polecany sztyft z Mustela);
  • pusty bidon na wodę (napełniliśmy po przejściu kontroli bezpieczeństwa z kranika na lotnisku);
  • butelkę termiczną na ciepłe picie;
  • powerbank i kable;
  • podstawowe leki przeciwbólowe;
  • jedzenie (w samolocie nie ma posiłku, warto wziąć własne jedzenie);

Jakie ubrania wzięliśmy?

Ponieważ planowana temperatura podczas naszego wyjazdu miała oscylować około -5 stopni Celsjusza, ubraliśmy bieliznę termiczną, wygodną odzież (spodnie/sweterek/bluzę) i na to, na miejscu, założyliśmy spodnie narciarskie. I oczywiście kurtki, szaliki i czapki. Mieliśmy też w razie co ogrzewacze. Było jednak na tyle ciepło, że ja ani razu nawet nie założyłam rękawiczek.

Jednak przy dużo niższej temperaturze rozważyłabym wypożyczenie kombinezonu od nich na miejscu. Mają wszystko łącznie z butami, jest to darmowe (w cenie wyjazdu z biurem podróży). Pilotka mówiła, że są bardzo ciepłe i na takie -5 za ciepłe, ale przy -20 mocno nalegają, żeby jednak je ubrać. Są w każdym możliwym rozmiarze, również dziecięce. Buty warto mieć ciepłe i wygodne, chodzenia jest masa i nogi pod koniec dnia już to odczuwają.

Jak wyglądał ramowy plan wyjazdu?

  1. Na lotnisku zalecają być standardowo 2 godziny przed odlotem. I warto się tego trzymać, bo procedury jednak trochę czasu zajmują, a kolejka do odbioru biletów i kontroli bezpieczeństwa była potężna. Przy stanowisku biura podróży był Elf, który zabawiał dzieci podczas, gdy rodzice załatwiali formalności. To też był moment na zapłacenie tej dodatkowej obowiązkowej kwoty, o której pisałam wcześniej. Wtedy też dostajecie przydział do konkretnej grupy. To ważne, ponieważ każda grupa ma nieco inną kolejność atrakcji, żeby wszystko szło płynniej.
  2. Lot trwa około 2,5 godziny i lądujecie na lotnisku w Rovaniemi.
  3. Po przylocie sprawnie wsiadacie do oznaczonych numerem Waszej grupy autokarów, które zawożą Was do wioski.
  4. Spędzacie cały dzień w Wiosce Świętego Mikołaja w Rovaniemi.
  5. Potem odwrotnie czyli transfer na lotnisko, procedury i lot do Polski.

Jak wyglądał dzień w Wiosce Świętego Mikołaja w Rovaniemi?

Atrakcje mieliśmy zaplanowane na konkretne godziny, mieliśmy się stawiać w danym miejscu 5 minut przed czasem. Pomiędzy nimi było trochę czasu wolnego, który wykorzystaliśmy na zabawy na śniegu i zjeżdżanie na sankach, zakup pamiątek, wizytę na poczcie Świętego Mikołaja czy po prostu nieco odpoczynku w ciepłych miejscach. Te rzeczy nie są zaplanowane na wycieczce i każdy organizuje je sobie we własnym zakresie.

Górek na terenie wioski jest kilka, są też darmowe sanki. Teoretycznie są… Okazało się, że nie tylko Polacy mają dziwne zachowania w podróży. Wszyscy, dosłownie wszyscy którzy „dorwali” sanki, trzymali je przywiązane wręcz do siebie przez cały dzień, nawet jak ich dzieci z nich nie korzystały. Widzieliśmy je zapętlone na wózkach, podczas gdy rodzina była na przykład na reniferach. Widzieliśmy przydepnięte jak rodzic grzebał w telefonie, a dziecka ani widu ani słychu. A wiele dzieci patrzyło na nie tęsknym wzrokiem (w tym Młody), bo chętnie by skorzystali, a nie było jak. Nawet jak pytaliśmy czy możemy wziąć na chwilę to nie było opcji, bo moje dziecko zaraz przecież będzie z nich korzystać! Dopiero za którymś razem się udało… I to właśnie od Pani, która sobie stała i deptała sznureczek. Jedynie na Farmie Elfów były maty do zjeżdżania, ale to teren zamknięty i nie da się ich wynieść i nosić po całej wiosce, więc tam jest większa szansa na zdobycie czegoś do zjeżdżania.

Mieliśmy kilka zaplanowanych głównych atrakcji, wszystkie się odbyły, ale nie bez przeszkód.

Przejazd zaprzęgiem husky

Na to Młody bardzo czekał, zależało mu na spotkaniu z psami. Wszystko byłoby super, gdyby nie to że jazda trwała półtorej minuty! Była fajna, ale strasznie krótka. Tłumaczyli to tym, że prawie nie było śniegu (to fakt) i trasa, którą zwykle jeżdżą nie nadawała się do tego, więc robili tylko małe kółko. No OK, rozumiemy, że było ciężko, ale to chociaż mogły być ze 3 kółka, żeby się tą jazdą nacieszyć. Można było tam również głaskać psy i napić się ich pysznej herbatki oraz zjeść piernika.

Przejazd saniami z reniferami

Ta atrakcja jest spokojniejsza i wolniejsza. Ekscytacji tu nie ma żadnej, po prostu powoli suniecie sobie ciągnięci przez renifera przez jakieś 10 minut, potem można go pogłaskać i zrobić sobie zdjęcie. Osobiście, gdybym była prywatnie, to bym tej atrakcji nie kupowała. Sanie z reniferami można zobaczyć z dość bliska po przejściu przez most w stronę domu Pani Mikołajowej, to by mi zupełnie wystarczyło.

Wizyta na Farmie Elfów

To takie minizoo, którego główną atrakcją są renifery. Są tam też oczywiście inne zwierzęta, ale to dla reniferów się tam idzie. Można kupić karmę (renifery karmimy chrobotkiem reniferowym, który jest ich przysmakiem). Koszt karmy: 5 euro, jedna rodzina może kupić tylko jedną paczkę. I to jest OK, bo ludzi jest tyle, że zwierzęta w pewnym momencie i tak nie chcą już jeść bo mają dość. Tam też są najlepsze górki do zjeżdżania i opcja na znalezienie wolnej maty do szaleństw na śniegu.

Spotkanie ze Świętym Mikołajem

I tu był ogromny plus wyjazdu z biurem podróży. Kolejka w grudniu jest gigantyczna, mimo że wizyta trwa max 2 minuty, to może być nawet ze dwie godziny oczekiwania. Grupy wchodzą bocznym wejściem na umówioną wcześniej godzinę, może być lekka obsuwa, ale nie o aż tyle czasu. My czekaliśmy kilkanaście minut, bo poprzednia grupa miała opóźnienie.

Przed wejściem do pokoju, gdzie oczekiwał gości Mikołaj, Elf pytał (na szczęście po angielsku) czy chcemy kupić gift pack (mają w ofercie opcję wręczenia prezentu dziecku przez Mikołaja, jedyne 30 euro i nie można mieć swojego prezentu). Nie skorzystaliśmy, choć rozważaliśmy to mocno. Jednak zawartość nas nie przekonała (jakaś maskotka, długopis, breloczek, takie tam drobiazgi nie były warte 30 euro).

Za to wcześniej w domu stworzyliśmy list do Młodego od Mikołaja z podziękowaniem za wizytę, który udało się niepostrzeżenie wysłać z Rovaniemi i dał dziecku wiele frajdy. Oczywiście Młody osobiście wręczył Mikołajowi swój list. Mikołaj był fantastyczny, sporo mówił po polsku, był ciepły i serdeczny. Nie spieszył się, poświęcił nam wystarczająco czasu. Psssttt, podobno mieliśmy farta i trafiliśmy na tego najfajniejszego 😉 . Młody na pewno zapamięta to spotkanie bardzo pozytywnie.

Jeszcze ważna kwestia. Mikołaj się ceni, i to solidnie. Samo spotkanie jest oczywiście bezpłatne, ale już zdjęcia z takiej wizyty to horrendalny koszt. Oczywiście nie można robić zdjęć swoim aparatem/telefonem/czymkolwiek, a zdjęcie robione przez profesjonalnego Elfa fotografa kosztuje krocie. Za pakiet 3 zdjęć i filmu w wersji cyfrowej oraz jednego wydrukowanego zapłaciliśmy UWAGA! – 90 euro! Ale to numer na raz (na szczęście) i pamiątka na całe życie, więc trudno. Kupiliśmy. 

Poczta Świętego Mikołaja

Jednym w najważniejszych punktów pobytu w Wiosce Św. Mikołaja w Rovaniemi jest oczywiście wizyta na poczcie. Poczcie Świętego Mikołaja oczywiście! Budynek poczty znajdziecie w samym centrum miasteczka, obok linii koła podbiegunowego. Warto tam zajrzeć żeby wysłać kartkę do kogoś bliskiego ze specjalnym, mikołajowym znaczkiem. To będzie również doskonała, niedroga pamiątka. Skrzynki na poczcie są dwie: jedna “Daily mail” – czyli wysyłki są od razu. I druga „For Christmas”, czyli to co wrzucicie do niej dojdzie dopiera na Święta. W grudnia z obu skrzynek wysyłki były od razu, kartki wrzuciliśmy i do Daily Mail i For Christmas. Wszystkie doszły po tygodniu.

Na mikołajowej poczcie znajdziecie też wielki regał z listami z całego świata, oczywiście również z Polski (napis Puola, czyli Polska po fińsku). Kilka listów jest specjalnie wyeksponowanych i wywieszonych na ścianie przy wejściu, znaleźliśmy tam też listy od polskich dzieci.

Kolejki na poczcie były prze-o-grom-ne! Uczciwe mówimy, że aby dostać się do kasy trzeba było stać w pewnym momencie około godziny. W porze okołopołudpiowej było najgorzej. Odpuściliśmy i wróciliśmy około 16.30 i stania było na 15 minut. Warto zatem iść tam albo od razu na początku albo pod koniec dnia. Na poczcie oprócz wysłania listów i kartek, można kupić przeróżne pamiątki.

Co jeszcze można robić w Wiosce Mikołaja w Rovaniemi?

Oprócz wyżej wymienionych atrakcji można na przykład pojeździć na skuterach śnieżnych czy pójść na warsztaty do domu Pani Mikołajowej. Wszystko oczywiście dodatkowo płatne.

Gdzie spać w Rovaniemi?

Jeśli jedziecie na własną rękę na kilka dni, to na terenie wioski jest sporo miejsc noclegowych. Widzieliśmy całe osiedla domków do wyjęcia, więc takich gości też na pewno jest tam bardzo dużo.

Oczywiście można też symbolicznie przekroczyć koło podbiegunowe i zakupić potwierdzający to certyfikat. My w ramach wycieczki taki certyfikat mieliśmy w cenie. Myśleliśmy, że będzie jakaś bardziej uroczysta ceremonia z tym związana, ale nic takiego nie miało miejsca. Po prostu na lotnisku przy powrocie każdy otrzymał taki certyfikat na pamiątkę i tyle.

Co poszło nie tak podczas naszego wyjazdu?

Już w Warszawie złapaliśmy opóźnienie, trzeba było odladzać samolot i do celu przylecieliśmy półtorej godziny po czasie (mimo że pilotka usiłowała twierdzić inaczej, chyba nie wzięła pod uwagę różnicy czasu 😉 ). W momencie kiedy powinniśmy już jeździć w zaprzęgach husky, my dopiero wsiadaliśmy do autokaru. A trzeba było się jeszcze przebrać i dojść. I rzeczywiście potem trochę brakowało tego czasu w trakcie dnia.

Kolejka podczas obiadu była bardzo długa, wszystko szło wolno, jedzenie (szwedzki stół) było też dokładane wolno. Był też problem z wolnymi stolikami, po prostu nie było gdzie usiąść. Restauracja nie ogarniała takiej ilości ludzi na raz. Liczyliśmy, że obiad zajmie nam maksimum pół godziny, ale zeszła godzina w związku z tym oczekiwaniem. Jedzenie było poprawne. Dla dzieci przyzwyczajonych do polskich smaków wybór niewielki, na szczęście były frytki, bagietka i pierniki 😉 . Da się przeżyć. Młody generalnie cały dzień żył na tych fińskich mikołajowych piernikach, wyjątkowo mu zasmakowały.

Przejazd zaprzęgiem husky nas rozczarował, choć to też po części wina pogody. Ale nadal twierdzę, że 3 kółka i byłoby fajnie.

Wykupiliśmy w samolocie miejsca obok siebie, bo zależało nam żeby siedzieć przy oknie i żeby nie rozdzielono mnie i Młodego podczas lotu. Okazało się, że przy usadzaniu pasażerów powstało zamieszanie, bo ludzie którzy nie wykupili miejsc nie siedzieli obok dzieci i trzeba było zrobić roszady. Dodatkowo pracownik na lotnisku przydzielił miejsce przy wyjściu ewakuacyjnym osobie poniżej 16 lat, więc to był kolejny kłopot. Poproszono nas, żeby w drodze powrotnej usiąść tak samo, więc mimo że mieliśmy opłacone inne miejsca wyszło jak wyszło. Najważniejsze że przy oknie i razem. Zatem sami oceńcie czy warto wykupywać te miejsca. Koszt niby nieduży, bo w sumie wyszło 80 zł, ale zawsze…

Czy warto jechać do Wioski Świętego Mikołaja w Rovaniemi? – nasza opinia

Biorąc pod uwagę wszystko, o czym pisałam powyżej, to warto. Oczywiście że głównym minusem jest koszt takiego wyjazdu. Jednak jeśli jest to wielkie marzenie Waszego dziecka albo Wasze, to będzie się Wam podobać. Taki wyjazd to raczej atrakcja jednorazowa, ale wspomnienia zostaną na całe życie. Miejsce jest pięknie udekorowane, w grudniu było bardzo świątecznie i klimatycznie. Na pewno z każdego kąta biła atmosfera świąt. Nasz syn pytany czy mu się podobało był zachwycony. Ja mam bardziej realistyczne spojrzenie i świadomość minusów, ale też nie żałuję. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.