Dochodzi pierwsza w nocy. Za oknem szaleje burza. Młody mnie zawołał, bym posiedział przy jego łóżeczku. Pyta przez sen, kiedy grzmoty przejdą i pójdą dalej. Nie oszukuję, mówię, że nie wiem, ale nie ma się czego bać. Prosi, bym usiadł obok, żebym szybko przyniósł komputer i sobie dalej pracował. Zatem zajmuję podłogę, i piszę. Piszę, byś korzystał z każdej chwili jaką możesz spędzić z dzieckiem. Rozwijaj z nim swoje pasje. Może będą też jego, a może za jakiś czas obierze inną drogę? Ale niech chłonie, niech wie, że w tej codzienności są rzeczy, na które warto czekać, warto je realizować. To wstęp inny niż impreza, o której tu będzie, zarazem to wstęp, który doskonale oddaje jej ducha, choć pewnie nie każdy to zrozumie.
Raceism narodziło się z pasji
Ale to nie jest tylko pasja do motoryzacji. To dużo więcej. Przez lata The Event budował swoją potęgę, a ona jest możliwa dzięki niezwykle międzynarodowemu charakterowi wydarzenia. Tak zwana street culture to element, bez którego ciężko ją sobie wyobrazić. Tu nie ma rozmachu i tak wielkiego wsparcia finansowego jak w przypadku Verva Street Racing. Ale coś mi mówi, że to do Wrocławia, na Stadion Miejski, zjeżdża się więcej osób kochających samochody, w bardzo różnych odsłonach. Zobaczysz tam właśnie takich trzylatków i młodszych po ludzi, którzy pamiętają jak po polskich ulicach jeździły głównie Pobiedy (od 1951 r. produkowane przez FSO jako Warszawa, ku wyjaśnieniu).
Decyzję o wyjeździe na tegoroczny The Event podjęliśmy dość spontanicznie. Byliśmy na Raceism w 2015 roku, gdy gościli jedyny raz w Opolu. Było fajnie, ale nie było wówczas najmłodszego członka rodziny. Teraz, gdy po całym domu jeżdżą autka, wiedzieliśmy, że może mu się spodobać. Tym bardziej, że tam naprawdę można zobaczyć samochody, których nigdzie się nie zobaczy. Z całego świata, podróżujące w kontenerach, na lawetach, jak i na kołach przez tysiące kilometrów. By pokazać co udało się zrobić, spotkać z fanami motoryzacji oraz przyjaciółmi z całego świata. Bo motoryzacja łączy. Nie dajcie się zwieść wojenkom między fanbojami BMW i Audi itp. To forumowe brednie. Nie zobaczysz tam także spoconego Ryśka z wywalonym bebzolem pod pasem w uflaganej musztardą z hot doga z Orlenu koszulce domowego oprawcy. Nie, tego tam nie będzie, co wcale nie jest takie oczywiste choćby na różnych tzw. salonach samochodowych.
Zatem kupiliśmy trzydniowe bilety, oczywiście Młody wchodził za darmo. Wynajęliśmy mieszkanie i pojechaliśmy. Można się śmiać, ale Raceism było lepiej wypromowane we Wrocławiu niż niedawne piłkarskie mistrzostwa globu do lat 20 w Łodzi… Nawet u nas na parkingu pod apartamentowcem stały pomodyfikowane samochody na belgijskich, niemieckich, litewskich i… albańskich numerach. Innymi słowy, wszędzie można było zobaczyć żywą promocję imprezy. Często też dość głośną.
System piątek – niedziela
Tegoroczne wydarzenie trwało trzy dni, od piątku do niedzieli. My uznaliśmy, że zajrzymy pierwszego i ostatniego. To był strzał w dziesiątkę, gdyż mogliśmy zobaczyć wszystko na spokojnie, szczególnie w piątek, gdy samochody jeszcze się zjeżdżały, ale większość najlepszych projektów już zajmowała miejsca. Nie było tłumu, który miejski obiekt nawiedził w sobotę. Ponoć kolejki były gigantyczne, a do food trucków z jedzeniem nie można było się przedrzeć. My w tym czasie na luziku zwiedzaliśmy Wrocław. Na nogach, w powietrzu i na wodzie.
Wróciliśmy w niedzielę, tuż przed wyjazdem, mając główny cel. Drift. I tu dwa zdania wyjaśnienia. Młody pierwszy raz miał styczność z tym sportem, gdy miał trochę ponad rok. Akurat oglądałem relację z zawodów na Czarnej Górze, gdzie startował nasz dobry kolega – Mateusz Woskresiński. „Mates” (TUTAJ wywiad w cyklu “Ludzie z pasją”) to także nasz mechanik i jak tylko jest okazja to Młody chętnie jedzie, by oglądać przygotowane do driftu Nissany i BMW. Tak to się zaczęło i coś nam mówi, że tak na pewno nie skończy. A wujek Mates zaciera ręce.
Przechodząc jednak do głównego wątku. Prócz zjazdu samochodów można było podziwiać efektowne pokazy, gdzie nie zabrakło oczywiście „kiss the wall”, także pod nogami Młodego. Oglądaliśmy z bliska, jak i z wysokości stadionu. No właśnie, bo obiekt był cały czas otwarty jak ktoś chciał się schować przed słońcem, czy po prostu odpocząć od ryku silników. A tego było sporo, bo właśnie w niedzielę, koło południa, wielu uczestników już wyjeżdżało i chciało się pożegnać godnie z Raceism. Od tego czasu Młody chodzi z resorakami i mówi „Kaku, zobacz, ten ma głośny wydech wwrrrrr, brrrumm, wwwwrrrrrrrr, bbbrrrrum”. Także tak. Robi to niewiele ciszej niż Viper z V10 pod maską…
Miło i niemiło
Czy nam się podobało? Tak. Czy Młodemu? Oczywiście. Potrafi godzinami ustawiać wszystkie resoraki i opowiadać, że to wystawa na Raceism, a obok driftuje innymi, najczęściej oczywiście BMW E36. Pewnie mu wujek włożył tam silnik 2JZ. Ciekawostką jest, że impreza już się nie mieści wokół stadionu. Nie ma co się dziwić. Miało być około 1000 samochodów, ale wybaczcie. Nie liczyliśmy.
W niedzielę, choć impreza dobiegała końca, było na tyle dużo chętnych, że na parking wielopoziomowy obok stadionu wpuszczano samochód za samochód, zatem trochę to trwało. No i jeżeli jesteśmy przy parkingu to… chamstwo wszędzie się znajdzie. Ktoś uznał, że sprawdzi jak rysuje się cały lewy bok kluczykami (lub innym ostrym przedmiotem) na pomarańczowym BMW. I nie, nie było to w niedzielę, a w piątek, gdzie auto stało niemal całkowicie samotne na najwyższym poziomie, ładnie zaparkowane przy ścianie. Nie dziwię się absolutnie, że Szymon Banaś i Turismo odgrodzili swoje projekty (taak, cudowny McLaren). Nadal duża część społeczeństwa ma problem z szanowaniem czyjejś pracy i własności. A szkoda. To jest ta łyżka dziegciu w całej, wielkiej, wylewającej się na boki beczce miodu, którą chętnie by wszamał jakiś duży miś 🙂
„Weźmy rondo bokiem” – powiedział trzylatek do ojca
No nic, od rana znów będę słuchał o układach wydechowych od Akrapovicia czy Armyrix. Tak, zna te nazwy. I namawia nas na BMW M3. Serio. „Kaku, kupimy i będziemy brać ronda bokiem”. Cóż… Petrolhead number one.
Koniecznie też musimy się wybrać na tego typu imprezę. Rodzina byłaby zachwycona.
To w takim razie widzimy się w przyszłym roku? 😉
Kto by się w nich nie zakochał – bez względu na wiek 🙂
Ojj, znam takich, którzy by powiedzieli, że nie ma w tym nic ciekawego.
Oooooo ranyyyy, jaki Dodge!!! Myślałam, że ja mam najpiękniejszego, ale chyba muszę zmienić zdanie! 😉 <3
Popularny WONSZ z Łodzi. Jak Sebastian zaczynał go przebudowywać to Młody miał okazję go pierwszy raz słyszeć i widzieć. Metr od niego ryknął silnik tego potwora. Początkowo była niepewność, a później chęć zapoznania się. Miał trochę ponad roczek 😉
https://www.youtube.com/watch?v=uf6sw0KG8hU
To urocze, ta wspólna pasja. U mnie w rodzinie każdy interesuje się praktycznie czymś innym, na szczęście mam z kim dzielić się swoim hobby. Tą osobą jest moja babcia. Do miłośników motoryzacji nie należę, ale mój mąż jak najbardziej. Pewno chętnie wybrałby się na taki event 🙂
U nas też w sumie każdy sobie 😉
Moja dwulatka by tam oszalała. Kocha auta i jazdę. Dobrze wiedzieć że są takie wydarzenia, ja głównie wiedziałam i bywałam właśnie na verva street racing
Verva to zupełnie inny klimat, co kto lubi. Na Raceism jest zdecydowanie bardziej streetowo.
Było ci oglądać, same piękne bryczki
Nie da się ukryć.
Fantastyczne, że dzielicie z dzieckiem pasje – dając mu jednocześnie wolność wyboru. My tak włączamy dzieci w nasze pasje, nasze prace i widzimy, jak bardzo nas rozumieją.
Oj tak, staramy się pomagać mu rozwijać jego zamiłowania 🙂
Mój czterolatek byłby zachwycony… ostatnio jest wielkim fanem motoryzacji 😛 Nie ukrywam, że chętnie wybralibyśmy się na takie czadowe pokazy (y)
Następne za rok, ale trudno powiedzieć, czy znów we Wrocławiu. Powoli Stadion Miejski robi się zbyt mały.
Niezapomniana przygoda dla fanów motoryzacji w każdym wieku!
No.