Opustoszałe boiska. Place zabaw jeszcze się trzymają, choć i one powoli padają. Puste schody pod szkołą. Boiskowe ławeczki i osiedlowe skwerki też są dobrze przewietrzone. Nie słychać śmiechów, żartów, czy czasami soczystego „k***a” wykrzyczanego przez co bardziej nerwowe jednostki. W knajpkach nie ma śmiechów, ani uśmiechów. W samochodach nie padają już pytania „a po co?”, „a dlaczego?”.
A co jest?
Idący nastolatek mający oświetloną twarz z agresywnym psem, który przewraca się o własne nogi, gdy czworonóg pociągnie mocniej. Są ciche dzieci w samochodach rodziców. W końcu są wkurzone dzieci, bo padła im bateria. I nie, nie chodzi o siły witalne, a taką litowo-jonową. Albo dlatego, że im się internet skończył, bo za dużo grały.
Dokąd to wszystko zmierza?
Wchodzisz do jednych znajomych, a tam trochę ponad dwulatek przyklejony do ekranu smartfona ogląda bajki. Idziesz do innych, tu czterolatka sama sobie przeszukuje sieć w poszukiwaniu kreskówki (oby). Już nie mówię jaki poziom prezentują bajki, bo to zupełnie inna sprawa. Nie będę się też rozpisywał jak destrukcyjne dla oczu jest wpatrywanie się w ten mały ekranik. Chyba każdy powinien to wiedzieć.
Siedzimy w restauracji, a przed nami rodzice jedzący obiad. Dziecko nie chce. Jest zajęte. Na oko ma z 5 lat i sporą nadwagę. Nie zdjęło nawet kurtki. Nie ma czasu. Musi grać. Być może ta pucołowatość to efekt jakiejś choroby, a być może dlatego, że… preferuje siedzący tryb zabawy.
Jesteśmy w karczmie. Rodzina czteroosobowa. I cztery smartfony. Tata nerwowo sprawdza wyniki meczów. Pewnie zaraz coś obstawi u bukmachera. Mama przegląda kolejne wpisy blogowe o możliwościach koloryzowania swojego życia. Córka stuka w ekran, a w odpowiedzi raz po raz słychać powiadomienia komunikatora. W końcu synek, najmłodszy, ma ze 4 lata. Już drugi kwadrans ma położoną głowę na stoliku, a oczy wpatrzone w telefon oparty o sosjerkę. Ogląda bajkę, gdzie ktoś gania się z karabinami. Milczą.
Stoimy na światłach, obok SUV, bo przecież nowoczesna rodzina musi mieć SUVa. Spoglądam. Mamusia grzebie coś w telefonie. Za nią siedzi dziecko. W wieku Młodego. Mówię „pomachamy”. Nic. Pusty wzrok wpatrzony przed siebie. Pani rusza. Na zagłówku zamontowany jest tablet.
Nie rozumiem
I nie chcę tego już zrozumieć. Nie próbuję. Nie ma to dla mnie żadnego sensu. Cieszę się, że mój syn chce jechać na wycieczkę, poustawiać autka, czy się ze mną poganiać po domu. Albo iść na rowerek. Albo na trening. A w restauracji popuszczać samochodziki po stoliku lub popatrzeć na maszerujące w akwarium homary.
Smartfon? Zna. Pewnie. Jak go poproszę to mi przyniesie z biurka. Ewentualnie pogada z dziadkami na głośnomówiącym. Telewizja? Tak, oczywiście, czasem obejrzy 3 minuty „czegoś” i odchodzi. To się tyczy także wszystkich tych popularnych bajek. Myślałem, że przedszkole to zmieni. Szczególnie, że pani puszcza dzieciom bajki, czego absolutnie nie rozumiem. Jeżeli już ma coś obejrzeć to… chce YouTube i programy o samochodach albo chińskich youtuberów składających tory dla… resoraków. 20 minut i koniec. Później próbuje podobne tory składać z tego co ma w swoim posiadaniu. Rozwija kreatywność.
W samochodzie nam śpiewa, czasem też grymasi, ale głównie zagaduje. W sumie to się mu nie dziwię. Z tyłu jeździ sam. Od zawsze, więc trochę mu się pewnie nudzi. Gdy jedziemy na wycieczkę już sam nam chce pokazywać różne atrakcje krzycząc z radością „a widzieliście?!”. Chętnie patrzymy.
Nie jemy wlepieni w telefony
Czasem jest konieczność odebrania, czy odpisania na maila, ale to rzadko jest aż tak pilne, żeby nie mogło chwili poczekać. Rozmawiamy. Wspólny posiłek pełen uroku.
Rozumiem zmęczenie rodziców, jednak zajmowanie dzieciaków „zamiennikami” prowadzi donikąd. Pokolenie 30-latków, 40-latków narzeka na siedzący tryb pracy. Bolą nas plecy, są i inne schorzenia, nie mówiąc o częstej nadwadze. Prowadzimy na taką samą rzeź swoje dzieci, które już mają rozrywkę w trybie siedzącym. W wieku 20 lat będą na naszym poziomie wyniszczenia.
A trzepaki takie smutne stoją na osiedlach… Zabijamy dzieciństwo. Naszych dzieci i… wspomnienia o naszym. Absurd.
fot. Pixabay
U mnie niestety córka dostaje telefon raz dziennie na 15 minut, do inhalacji. Nie ma takiej siły, która by ją utrzymała bez krzyku prócz piosenki ta Dorota. A inhalacja być musi 🙁
Są takie sytuacje, że technologie przychodzą z pomocą i to jest ok. Co innego to puszczanie bajek przez pół dnia żeby tylko mieć spokój. I tak codziennie… To jest smutne. Ale nie dajmy się zwariować i korzystajmy z tego co mamy rozsądnie.
To jest strasznie przykre. Chciałabym znaleźć rodziców którzy chcą tak jak my wychowywać dzieci. Aktywnie, na powietrzu, bez elektroniki…żeby nasze dzieci nie czuły się “inne”. Ale nie wiem czy jeszcze tak się da…
Da się, nie jest to proste ale da się. Choć zupełnie bez elektroniki to w dzisiejszych czasach nierealne i nawet tego nie chcemy dla syna. Raczej celujemy w równowagę pomiędzy życiem realnym i wirtualnym.
Obawiam się, że to się niestety już nie zmieni.. a szkoda
Może się zmienić, jeśli rodzice podejdą do tematu bardziej świadomie
Wiele w tym prawdy, nie raz widziałam w restauracji cala rodzinę z telefonami nad talerze zupy. Ja wiem, że to jest normalne w naszych czasach, ale warto znać umiar i nie uczyć dzieci tego, że telefon jest substytutem wszystkiego 🙂
O to właśnie chodzi. Od technologii nie uciekniemy, nie w tych czasach. Ale jest teraz taka reklama w TV, gdzie główną bohaterką jest bot mówiący, że wszyscy chcą żyć w wirtualnym świecie a ona chce poznać ten realny. Warto się nad tym zastanowić.
Aj jak bardzo rozumiem ten wpis. Sama kiedyś o tym pisałam. Fajnie, że wsyztsko idzie do przodu, że możemy korzystać z nowych możliwości i rozwiązań ale brakuje mi tej beztroski, czasu kiedy dzieciaki bawią się “niczym” i z uśmiechem na twarzy i brudnymi łapkami wracają późno do domów…
Takie było nasze dzieciństwo, telefon stacjonarny montowali nam w domu jak byłam w podstawówce i było to wielkie wydarzenie. Pierwszą komórkę miałam na osiemnastkę. I było mi z tym dobrze. Jak widzę dwulatki przyklejone do telefonu to robi mi się słabo. Potem nie ma co się dziwić, że tak popularne są patostreamy, wrzucanie upokarzających zdjęć do sieci przez kolegów z klasy i inne przykre historie. Na wszystko jest czas i miejsce. A mały i duży ekran dla małych dzieci i ich nierozwiniętych jeszcze układów nerwowych jest po prostu szkodliwy.
Pamiętam swoje beztroskie dzieciństwo i godziny przesiedziane na dworze. Mieszkałam na niskim parterze, więc tylko podbiegałam do balkonu wołając mamę o coś do picia. “Nie miałam czasu” zajęta zabawą z dzieciakami żeby pójść coś zjeść. Dzisiejsza rzeczywistość wygląda inaczej. Rodzice dłużej i więcej pracują. Kiedyś więcej matek “siedziało” w domu. Dzisiaj dzieci do późna siedzą na świetlicach czekając aż rodzice ich odbiorą. Mimo wszystko staram się żeby mój syn miał szczęśliwe i niezapomniane dzieciństwo. Ogląda bajki, owszem, ale ma swoje ulubione, bawimy się wspólnie i staramy się spędzać dużo czasu na dworze 😉 To wszystko zależy od nas, rodziców jak to dzieciństwo będzie wyglądało.
Zgadzam się. W czasach naszego dzieciństwa ludzie żeby pogadać musieli się spotkać. Praca była na etacie 8-16, życie bardziej stabilne. Łatwiej było mieć czas dla rodziny. Ale to nie znaczy, że obecne czasy nas usprawiedliwiają. Tak jak piszesz, wszystko zależy od nas. Człowiek to istota myśląca, potrafi decydować świadomie.
Czytam ten wpis teraz, rano, w drodze do pracy. Wcześniej szkoda było mi czasu, bo… Układaliśmy bazę ninja z klocków…
Super! Tak powinno być.
telefon jest używany w moim domu, ale staram się skutecznie zapewnić dla niego alternatywę, tak zeby dzieci wiedziały, ze są fajniejsze rzeczy do robienia 🙂
My też nie stronimy zupełnie od elektroniki. Ale szukamy umiaru i alternatywy.
Myślę, że to się wzięło stąd, że dziecko wgapione w ekran jest “grzeczne”. Siedzi cicho, nie przeszkadza, dorośli mogą zająć się swoimi sprawami.
Mój starszak bardzo się interesuje komputerem. Wydaje mi się, że niechcący przyzwyczaiłam go do tego, bo gdy był malutki, pracowałam przy nim zdalnie. Na szczęście jest zbyt ruchliwy, by usiedzieć zbyt długo przed ekranem 🙂
To jest taki sposób na “święty spokój”. Ma jednak krótkie nogi , rodzicowi może wyjść bokiem za parę lat. W jakiś sposób to rozumiem, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje fizyczne i psychiczne będzie miało ciągłe oglądanie bajek. Niestety pierwsze smutne historie widzimy już w przedszkolu naszego synka.
Te czasy są chore. Pozbawione budowania relacji.
Trzeba dbać o relacje, same się niestety budować nie chcą 🙂
Niedawno kupiłam nowy telefon, kolezanka która mnie odwiedziła z dziećmi (2 i 4 lata) od razu chciały piosenki, bajki – wlączyłam i dałam. Nastepnym razem to samo! już się nie zgodziłam. Teraz muszę chować telefon, a kolezanka uwaza ze to nic złego :/
Niestety… aż wyrośnie pokolenie zombie. Bolesne jest to, że wielu opiekunów nie widzi w tym nic złego, nie patrzy dalej, tylko na tu i teraz.
Zgadzam się w całej rozciągłości, dzisiejsze czasy to prawdziwa plaga uzależnionych od wysokich technologii dzieci
Taka trochę forma samozagłady… Jedna z wielu.
To głównie rodzice nie powinni dopuścić, by dziecko tyle czasu spędzało przed ekranami. Ja większość czasu spędziłam na dworze i się bardzo cieszę ♥
U nas podobnie. Ten weekend był kolejnym tego przykładem. W sobotę wycieczka po województwie w ciekawe miejsca, później czytanie w domu, a w niedzielę spacerek na działkę, a później wizyta cioci i zabawa autkami. Można, tylko trzeba trochę chcieć.
Dlatego bardzo podziwiam rodziców, którzy uczą swoje dzieci zabaw, kreatywnego działania, robienia czegokolwiek WSPÓLNIE, bo to od dorosłych dzieci czerpią energię, zapał i kreatywność. Jak dorosły pokaże to i dziecko pójdzie w jego ślady.. w dzisiejszym świecie ciężko o zwrócenie uwagi dziecka czymś innym niż telefon, tablet czy komputer, ale jednak jest to możliwe!
Ja jako niematka, ale kochana ciocia która pozwala na wszystko stram się jednak swojego bratanka zająć czymś innym. Zabawkami, robieniem czegokolwiek i wiem, że on dzięki takim zachowaniom chce się bawić, uczyć, zajmować tym co jest dla niego, a nie dla dorosłych.
Bardzo mądry wpis i dzięki za nute Eldo, dobrze wrócić do klasyków z dzieciństwa ♥
Eldo zawsze dobry 🙂 Co do sedna sprawy to wiadomo, że czasy są jakie są, ale wielu opiekunów aż karykaturalnie chce zajmować czas swoich pociech. Później będą to jednostki, które będą wykonywać kolejne polecenia, nie mające w sobie ani odrobiny kreatywności…
Nie mam własnych dzieci i nie wiem jak to będzie z puszczaniem bajek itd. Ale fakt tego się nie uniknie, bo nawet jak w domu zabronisz to któraś z ciotek pokaże o co chodzi czy któraś ze starszych kuzynek.
Hmm, być może nie unikniesz, ale jeżeli dziecko ma inne atrakcje i o nich wie, to nie będzie miało ochoty spędzać biernie czasu przed ekranem.
Poza blogiem mam pracę mocno oparta na siedzeniu w internecie! Dużo czasu spędzam zatem z laptopem i telefonem, córka też korzysta z telefonu i tabletu, ale… zdecydowanie chętnie korzysta z opcji wyjścia na dwór!!
Moje całe życie zawodowe oparte jest na komputerze i telefonie, ba, przez 2 lata Młody “siedział” ze mną w domu i mimo to nie ma takich ciągot. Woli inne formy rozrywki. Wszystko można odpowiednio zbilansować.
To mnie przeraża. Nie rozumiem jak można nawet nie próbować zająć dziecka czymś innym, tylko od razu dawać mu telefon albo tablet.
“A po co? Przecież się dobrze bawi”, “Ma zajęcie, jest spokój”, “Niech robi co chce”. Takie padają argumenty. Na ten ostatni jednej pani powiedziałem, czy będzie tak samo mówić, gdy jej dziecko będzie siedzieć po piwnicach z workiem białego proszku. Bo przecież może robić co chce i nie ma żadnych wzorców, bo rodzice są zajęci całe życie samymi sobą. Już ze mną nie rozmawia.
Mam niestety bardzo podobne spostrzeżenia. Ostatnio byliśmy z synkiem na kontroli lekarskiej i nasz Junior był jedynym dzieckiem w całej poczekali, które nie oglądało czegoś na telefonie/tablecie. Jemu też oczywiście zdarza się zerknąć na bajkę czy jakiś program z piosenkami dla dzieci – ale na szczęście rzadko i jakoś specjalnie się tego nie domaga. Zdecydowanie woli spędzac czas na dworze, niż przed telewizorem.
To podobnie jak u nas, a już całkowicie zabawne było, jak wpadliśmy do znajomych i młodsze dziecko nie miało ochoty bawić się z Młodym, gdyż było zajęte bajkami na smartfonie. I nie pomogło nic. Oczywiście telefon jakieś 10 cm od oczu dziecka.
Mam dwóch synów: czterolatka i młodszego (14 miesięcy). Żaden z nich nie siedzi przed telefonem czy komputerem. Starszy w ogóle nie potrafi ich włączyć ani z nich korzystać. Niektóre koleżanki patrzą na mnie jak na “zacofaną” matkę, która odmawia dziecku dostępu do technologii. Jeśli za dobre uznaje puszczanie niemowlakowi bajki, no to gratulacje. Ja uważam, że moje dzieci mają na to czas. Są inne formy zabawy, które na szczęście moje dzieci lubią. Sama wyznaczam sobie czas korzystania z sieci. 🙂 Choć praca i blogowanie wiąże się z regularnym zagladaniem na pewne strony no i pocztę.
Z tym puszczaniem bajek malutkim dzieciom to jest prawdziwy dramat… Co do samej technologii, ona jest w naszym świecie i jej nie unikniemy. Nasze dzieci też nie, ale nie muszą być do niej przyspawane. Od małego powinny mieć świadomość, że technologia jest dla nich, a nie one są dla niej.